piątek, 31 lipca 2009

dalej

Cokolwiek napiszę, cokolwiek przeczytam staje się puste. Brzęk jak w pustej blaszanej beczce. Czekała na deszczówkę, a dostała kamień. Brzęk…

Czytam na głos Tischnera, Krenzera, Grun’a, Kołakowskiego, Ewargiusza. Nic nie daje! Żadna fraza mnie nie dopada, nie dodaje otuchy, nie daje kopa! Zakładam wielkie słuchawki i czuję Joy Divison, Floydów, Led Zeppelin – złe wybory. Szamoczę się i zmieniam na VOO VOO. Nic! Oglądam „Wilbur chce się zabić”. Trochę lepiej…

Wyszedłem z domu tylko po tani sos do makaronu, ale już czuję, że mój organizm ani sosu, ani pasty nie pragnie.

Od ściany w pokoju do okna w kuchni. Biegnę, zaczynam robić przysiady. Wariuję! Euforii nie da się stworzyć, można ją tylko kupić…

Wymyślanie siebie od początku jest zadaniem łatwym dla prozaika czy malarza. A mi brakuje słów, a kolory znowu są proste: czarny i biały.

Miałem nadzieję, teraz widzę zgliszcza. Pieprzenie o moim użalaniu się wkładam między bajki.

To dlaczego (nadal) kocham życie? Bo jutro lub w niedzielę wraca Szymon…

czwartek, 30 lipca 2009

dawno

W archiwum pod biurkiem leżą zdjęcia, listy oraz setki wierszy i opowiadań z ostatnich dwudziestu kilku lat. Zdarza się, że robię drinka i rozkładam ten bajzel na środku pokoju. Papierowy dywan pożółkłych wspomnień. Ratuję mnie TO zajęcie. Bo rozczulam się pozytywnie, czytam te ułomności i wspominam przeszłe kobiety, wypalone skręty, przegadane noce, a nawet dni. Maratony czytania własnych wypocin, malowania haseł na ścianach – zwykle wierszy Bursy, kawałków Joplin, Curtisa, Dylana, Morissona, Floydów i wielu innych… Potem, gdy brakowało miejsca mazy lądowały na meblościance, płachtach mundurka harcerskiego…

Pamiętam, gdy czytałem wiersze pierwszej i entej kobiecie… zasłuchiwałem się we własnym głosie, a one błądziły wzorkiem po ścianach. Niektóre oceniały, inne wytrącały mi z rąk moje berło z fiszek i zaczynały całować… Warto było żyć dla takich chwil.

Innym razem naście osób popijając „zefirka” grało w poetyckiego pokera… Kto przegrał musiał podać frazę do wiersza i tak powstawały wspaniałe bełkoty karciane (tak je nazywaliśmy). Potem je czytaliśmy lub śpiewaliśmy, bawiąc się jak mopsy…

Było też słuchanie winylów, Dwójki, Trójki, Rozgłośni Harcerskiej. Pisanie listów do osób, których adresy drukowało „razem”…

Lubię te wspomnienia! Byłem kiedyś szczęśliwy...

środa, 29 lipca 2009

pyłek




…wybrałem dzisiaj łąki, miały mnie uspokoić, wyciszysz. Bo coś mnie dopadło, coś ubodło i nie chcę puścić. Siedzę i łzy same kapią: raz powoli, raz szlochem. Nie, nie użalam się, to bezradność. Bezczynność. Jakbym ktoś mnie wpakował do schowka na szczotki. Ciemno i ten zapach! Zapach środków oczyszczających. Może łzy nie są męskie, ale powoli staję się obojnakiem, obojętniakiem.

Dobija, zabija mnie ta banicja. Przecież się nie ukrywam. Ja jeszcze żyję, do cholery!!!

wtorek, 28 lipca 2009

znachor

...czuję się jakbym przerzucił z pięć ton węgla… Gdy dusze próbuję regulować, organizm zaczyna wariować. Ospały, zmęczony, zwracam jak kot… tylko po czym? I tak, co kilka dni…

Może w ciąży (pomysłów) jestem?

Obiecałem sobie, że nie będę codziennie ślęczył w tych czterech ścianach, że muszę, chociaż przez kilka godzin łazić po mieście. Zdjęcia, kokietowanie kobiet, wypatrywanie leniwych strażników miejskich i policjantów (lubią siedzieć w starym zoo i kilku parkach – patrole na siedząco). Lubię też kobiety w oknach i młodych lepiących się do swoich ciał. Nigdzie się nie spieszę, nigdzie nie uciekam. Był czas, że takie wędrówki wytrącały mnie z równowagi, bo spotykałem znajome twarze (a tego nie chciałem), teraz mam to gdzieś… obok. Dzisiaj nawinął mi się dawny kompan, zaczepił mnie podczas robienia tego zdjęcia. Spokojnie wysłuchałem krótkiego przywitania i… gdy dowiedział się, że jestem bez pracy, usłyszałem zaskakującą deklarację: - No to się spotkamy, może coś wymyślę. Do niedawna położyłbym akcent na może, teraz pulsują we mnie: spotkamy i wymyślę!

poniedziałek, 27 lipca 2009

szukać

…gdy spadamy na samo dno, stajemy się bardziej ludzcy – to myśl zapożyczona z „Obsługiwałem angielskiego króla”. Wczoraj wieczorem, marząc o kobiecie lub innym ziółku, obejrzałem film, którego – wstyd się przyznać – nie czytałem… Ale film obejrzałem po wtóry z refleksją wyciszenia i własną prośbą o dobry sen. Wybór chybiony, bo zacząłem w gnojku – bohaterze szukać własnych przewin. No i znalazłem, a jakże i katuję się… Spokojnie! Robię to już inaczej, coraz więcej spraw umyka, zaczynam sobie wybaczać sprawy małe, próbując o wielkich nie zapominać… Czy staję się bardziej ludzki? O grafomański patosie! – Tak!

Przeszkadza mi jednak moja pycha, cieszy duma. Staram się ważyć, co jest, czym? Pewnie grzeszę egoizmem w rozstrzyganiu własnych sporów, ale mniej jest we mnie złości i zniechęcenia. Brakuje szczegółów. Pracy, pieniędzy, miłości kobiety. Proza bytu.

Napisałem dzisiaj list motywacyjny z prośbą o przyjęcie mnie do pracy w miejscu, które byłoby moim spełnieniem. Boję się kolejnego potknięcia, ale przecież żyję z przyzwyczajenia do problemów. O zgrozo! W Biedronce mi odmówili. Może tym samym dali mi szansę na drugi start, ale we właściwym kierunku?

Abym brzmiał (dla samego siebie) wiarygodnie przewertowałem moją ulubioną sztukę (chyba jego jedyną?!) Jerzego Pilcha – Narty Ojca Świętego. Jest tam cudowna fraza księdza Kubali:

- A jeśli nie bajka? A jeśli ani jedno, ani drugie to nie jest bajką, ale przeciwnie: i jedno, i drugie jest łączącą się w logiczną i zborną konstrukcję prawdą?

niedziela, 26 lipca 2009

nadzieja

Nie zabijesz się popijając tabletek whisky,

co z tego, że wziąłeś ich czterdzieścicztery?

Ale ja muszę!

Nic z tego, najpierw zaśniesz, a potem nawet

nie zdążysz dopełznąć do łazienki. Będziesz rzygał na pościel, dywan.

Po co ci to? W pośpiechu, z bólem mięśni głowy

i rozdwojeniem jaźni posprzątasz mieszkanie,

bo przecież ktoś musi cię znaleźć.

sobota, 25 lipca 2009

chłopcy

- Gdybyś nie był taki duży, to byś dostał w pierdol – zachęca mnie do rozmowy osiedlowy osiłek.

- Nie jestem duży, tylko wysoki – odpowiadam jak mięczak.

- No to dostaniesz! – rywal jest pewny swego.

- Nawet nie próbuj – zamieniam się w dzikiego samca.

- A co, zrobisz mi coś? – przeciwnik ma wątpliwości.

- No właśnie bym nie chciał – kończę zwycięsko i wychodzę do sklepu, pewien, że wyjście już nie będzie takie łatwe.

- Co tam kupiłeś? – pada pytanie (czy on się próbuje ze mną zaprzyjaźnić?)

- Dla siebie wódkę, dla ciebie batona, chcesz? – zaczynam kłamać.

- To już po tobie debilu, zaraz przyjdą kumple – ni to groźba, ni zapowiedź.

- Nie mam czasu, idę oglądać żużel – zdobywam się na rezolutność i szczerość.

On pluje mi twarz, tak dosadnie i dokładnie. Odchodzę, ocierając plwociny koszulą, osiłek z kumplami stoją teraz pod oknem, ja na trzecim piętrze mógłbym pluć do woli, ale zasiadam przed telewizorem z cygarem.

Oby do jutra…

piątek, 24 lipca 2009

rogi

…wystawiam rogi za okno. Dużo dzisiaj łaziłem, szukałem okazji do pracy i spojrzeń kobiecych oczu. Nie wiem – o łobuzie – ale dzisiaj był wyjątkowy dzień, bo nie patrzyłem canonem, lecz wprost. I? Spotykałem uśmiechy, wręcz zaproszenia. Najzabawniejsza sytuacja: Idzie piękna mama z dziesięciolatkiem. Od piętnastu metrów wpatrujemy się w siebie. Ona uśmiech ma szczery, ja zrzucam maskę, potem oglądamy się za i na siebie. Słyszę głośne pytanie chłopca: - Mamo, znałaś tego pana? – Tak, to stary znajomy – kłamie matka. Piękne łgarstwo!

Potem młoda kobieta znad talerza chłodnika litewskiego spogląda na uciekający z mojego talerza kartofel… Śmieje się, uśmiecha… - Niegrzeczna pyra – zagaduje. – Ma Pani piękne kręcone, krucze włosy. Bardzo piękne – przystępuję do ofensywy. Ona się lekko się czerwieni i zlewa się z chłodnikiem…

To nie koniec. W uszach brzmi SBB i patrzę w niebo, i stoję na środku łąk Parku Kasprowicza. Całe Walking Around the Stromy Bay … i nagle ktoś szturcha mnie w łydkę. To piłka kopnięta przez dwóch maluchów, na ławce matki chichocą. Podaję piłkę chłopcu, ale trafia pod nogi szatynki… Wyjmuję słuchawki, ale dalej słyszę rytm: - Poda mi pan piłkę? – to kobieta. – Z przyjemnością – to ja. Muskam jej dłonie i odchodzę, i wystawiam rogi do nieba…

czwartek, 23 lipca 2009

pomyłka

Dostałem na gadulca (jak mówi Anna) pytanie: - Czy pamiętasz swoją pierwszą dziewczynę?

Nie znałem tego numeru gg, ale odpaliłem: - To Ty Boszka? (przez SZ)

I zaczęło się, niczym odczytywanie spisu cudzołożnic.

- Błąd

- Arleta?

- Gubisz się (pomińmy buźki!)

- Boszka była moją pierwszą dziewczyną, a Arleta KOBIETĄ!

- Tłumaczysz się…….

- Nie!!!!!!

- Tak!!!!!

Godzina milczenia.

- To znowu ja!

- Czyli kto?

- Kobieta, która tęskni!

- Mam dalej strzelać?

- Nie, idioto…

Dwadzieścia minut przerwy:

- Przepraszam Pana, to pomyłka, myślałam, że piszę do męża, który jest w Portugalii. Zadzwoniłam do niego. Zrobiłam awanturę o Boszkę i Arletę, no pri-pro-quo, no przepraszam…

Po pięciu minutach, ja:

- Szkoda, że to pomyłkaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa

przeczytane...



…upiornie gorąco, ukrop…albo moja wczorajsza rozmowa spowodowała, że mężczyzny (post z wczoraj) poznanego w parku, dzisiaj tam nie było! Sukces? Mam nadzieję, że zamiast pić poszedł do żony do szpitala… W dziwnie radosnym nastroju zacząłem czytać…

Wspomnienie...

Wagary

Przyłapali nas rodzice. Na wagarach

w łóżku czytaliśmy listy od kochanków

już zapomnianych. Rodzice nie

robią tragedii. Mają szacunek dla słowa pisanego. Nigdy

nie zapominają zostawić kartki ze sprawunkami na stole.

Zamiast śniadania.

1989

środa, 22 lipca 2009

przypadki

…spotkałem w parku podchmielonego mężczyznę. Przystojny trzydziestolatek, w niezłym garniturze, tylko te buty… z grubą podeszwą. Widziałem go tam też wczoraj. Dzisiaj usiadłem ławkę obok i zaczął:

- Jak mam jej to powiedzieć? – powtarzał to jak mantrę. Po wielu sekundach wiecznej ciszy, zapytałem, a raczej wybełkotałem: - Komu, co? O co chodzi?

I zaczął opowiadać, spowiadać, że w czerwcu stracił pracę i codziennie przychodzi do parku (- Nigdy nie piłem…), wypija kilka małpek i… płaczę, i… pyta. Nie wie jak powiedzieć żonie o utracie pracy, ona jest w ciąży, pół roku temu wyratował małżeństwo po weekendowej zdradzie w studenckim klubie… Żona leży w szpitalu, więc mógłby siedzieć w domu, ale sąsiedzi, teściowie okno w okno… - Pieniądze jeszcze mam, bo jestem na wypowiedzeniu. – A dlaczego cię zwolnili? – Bo redukcje były… - Szukasz pracy? – Kurwa, nikt mnie nie chcę, ty nie wiesz jak to jest być na dnie…

WIEM!

wtorek, 21 lipca 2009

odliczanie

…potrafię przygotować przyjęcie dla trzydziestu osób. Chciałbym pośmiać się z ulubionych scen w kilku serialach. Potrafiłbym godzinami sprzątać rodzinny dom. Bez zastanowienia połknąłbym dżdżownicę dla szpanu, w gronie podchmielonych kumpli, na brzegu jeziora. Cytowałbym frazy i wersy setki autorów. Zaprosiłbym bliską do kina. Może obejrzałbym z nią film…

Mam setki realnych pomysłów na normalne życie. Jedno wydarzenie sprawiłoby, że przestałbym chodzić po mieszkaniu w bokserkach, wyciągając najlepszy garnitur z szafy. Odsłoniłbym żaluzję. Tam jest słońce, może deszcz – jest życie.

Zadzwoniłbym do przyjaciół i pośmiał się z przeszłych wydarzeń. Chwycił za namiot, rozbił i rozpalił radosne ognisko. Zagrałbym w squasha, podszkolił hiszpański, zrobił tysiące zdjęć…

Mógłbym nawet się pomodlić… Mógłbym wyprasować wyprane koszule, pojechać na grzyby, odnaleźć ojca lub powiedzieć kilku osobom jak bardzo mi ich brakuję…

Wszystko mógłbym zrobić, aby było inaczej, lepiej. Po prostu normalnie…

Nie potrafię?

poniedziałek, 20 lipca 2009

przygoda

Zasłoniłem żaluzję pytasz

czy pieszczoty w południe lubię tylko nocą

robię sobie wódkę z lodem dąsasz się

bierzesz antybiotyki

zdejmuję podkoszulek bo skwar spływa po kręgosłupie

ciebie znajduję pod prysznicem mówisz że lubisz samotność

prosisz o kawę zaczynasz się ubierać

- Muszę odebrać dzieci od opiekunki

- A ja?

- Odsłoń żaluzję

niedziela, 19 lipca 2009

...a za oknem słońce...

…wróciłem mokry, z kałuż, z niedzielnego łażenia po Poznaniu, klombach, ogródkach. Szymon wyjechał na wakacje. Zostałem sam i słucham jak trwale ustala się ziemia i dzień niepełny…





...a za oknem deszcz...




Moja samotność ukończyła Szkołę Prymusów.

Jest punktualna i pilna.

Przyznano jej ordery i odznaczenia.

Moja samotność

Jest uczęszczana.

Przechodzi przez nią parę tysięcy czytelników.

Jest zapisywana.

Skreślana.

Jest zmęczona rządzeniem

jak Fryderyk Wielki.

Zaczyna mieć już swoich wychowanków.

Nieśmiałych niewolników.

Moja samotność jest publiczna.

Leży na dnie klatki

z wyrwanymi lotkami ciszy.

(Ewa Lipska, Moja samotność)


sobota, 18 lipca 2009

Wymyślona

Feromony działają

to nie trzmiel to ja zabłąkany

we włosach łona

na skrzydłach pragnienia wlatuję

pod spódniczkę ubraną w maki

jak uczniak robiący gałkami zdjęcia

nauczycielce geografii

drżącej w górach Beskidu

myjącej swe ciało w źródłach Soły

okaż mi łaskę ulituj się nad pożądaniem

wpuść mnie i drgaj jak struna

i piszcz jak łania

łaskocz wargami i brzuchem i udami

rób co chcesz

bo

chcę być uroczo zhańbiony

na oczach twoich dzieci i drzew

powoli cicho

głośno szybko

zwiąż mnie przekleństwem

rozlewanym winem i konopiami z doniczki

nie przestawaj

wymyślona żono

pięć lat różnicy nie czyni z nas źle pojętych

kochanków


2009

piątek, 17 lipca 2009

Kotów kat ma oczy zielone

…wchodzi… moja pewność siebie nagle znika. Gra pozorów. Od razu marzę o tym, aby była moja. Zima 2002 roku. Niby to ja jestem szefem, ale kurczę się w swoim foteliku, gabineciku. Marzę o Niej, namawiam do powrotu z macierzyńskiego…

...w pracy rżnę głupka, więc podglądam Ją przez uchylone drzwi, duże okna. Ale podwyżki nie daję, bo co by ludzie pomyśleli…

Zima 2003. Pieprzone walentynki. Siedzę, słucham Grabaża, Kazika i Joy Divison. Wszystko w samotnym domu zalewam whisky i zaczynam wysyłać esemsy. Setki. Ona wyłącza telefon. Potem rozmowa. Znowu w gabinecie. Inna. Krępująca. Ochocza. Potem spacery, hotel, samochód.

Mijają miesiące. Za każdym, po każdym razie zachowuję się jak idiota, jak cham. Traktuję Ją jak kurwę. Ona mówi, że nie wiem, czym jest empatia. Sprawdzam w słowniku. Miała rację, nie wiem…

Nie dzwonię, gdy mi dobrze. Dzwonię, gdy chcę z Nią pójść do łóżka. Ona płaci niektóre moje długi, Jej brakuje na bułki z szynką.

Znowu wychodzi za mąż, znowu się rozwodzę. Kiedyś opowiadam jej o poszukiwaniu szczęścia, Ona mówi, że kiedyś będziemy razem, ja płacę za wuzetkę i kawę i uciekam, biegnę dalej. Dopadają mnie złe wiadomości, przesyłam je dalej – do Niej, niczym Matce Teresie. Ona rodzi córkę, ja rodzę setną próbę samobójczą i wołam: -Pomocy!. Ona słyszy, ale już nie potrafi pomóc…, ale próbuję… Znajomy lekarz zszywa mój nadgarstek.

- Przyjedź! – proszę! Przyjeżdża. Staram się. Jestem miły i delikatny. Ale Ona kilka dni później mówi, że jest posiniaczona i zła jak… wtedy, jak kiedyś.

Tracę pracę – tym razem nie robię niczego głupiego, ale Ona już zmęczona, obleczona we własny świat problemów.

Ona, jedyna sprawiedliwa.

Wybacz…

czwartek, 16 lipca 2009

chrzest

…rozczulam się, wzruszam, inaczej oddycham. I wszystko, oczywiście, za sprawą Szymona. Od kilku godzin jesteśmy razem, a to wystarcza, abym tracił ochotę na łzy… Gorące powietrze, blisko tani, miejski basen i woda… mnóstwo wody! Nie umiem pływać, a On niczym delfin hasał i chlapał. Nurkował, skakał i był w siódmym niebie. Nawet na chwilę z Jego twarzy nie znikał uśmiech, więc mój smutek ochrzciłem wodą, schowałem go tam pod tonią.

I jak ja mam odejść, gdy On swoim oczami zniewala każdy mój ruch, każde moje słowo…?
Boże, ale jesteś przebiegły…



środa, 15 lipca 2009

upadek

Nie potrafię się już skupić. Nic mnie nie bawi. Doszedłem do ściany. Ogrom życia mnie przerósł. Boli ciało, boli jestestwo. Żadnej przyczyny nie znajduję. Żadnego pretekstu.

Brakuję już nie tylko pieniędzy, ale dobrej woli. Ci, którzy mówią, że oddzwonią oczywiście tego nie robią. Ci, którzy obiecywali pomoc za plecami kpią ze mnie na całego, głośno.

Wiara w cuda uczyniła ze mnie idiotę.

Nikogo nie chcę już szantażować, straszyć, prosić. To się powtarza. Który to już raz? Od ponad roku każdy dzień jest udręką. Nie tylko moją. Zawiesiłem się i wydawało się, że warto się restartować, aby jeszcze raz uruchomić swój system. Nic z tego. Przestałem marzyć, układać plany, szukać nowego. Nic już nie ma. Nie istnieje.

Nikt nie wie jak bardzo jestem uwikłany we własne życie. Niech, więc nikt nie mówi, że będzie dobrze, że zło jest początkiem dobra. Po kolei opuszczają mnie ludzie, w których wierzyłem, którym zawierzyłem. Dzisiaj jestem kompletnie sam. I nie mów mi W., że się użalam nad sobą, że biadolę. NIE. Nie użalam, mam po prostu dosyć. Wokół mnie zawsze było wielu ludzi, ale tylko wtedy, gdy byłem na plusie. Gdy mogłem, pomogłem, załatwiłem. Dzisiaj słyszę tylko frazesy i dyrdymały. Niektórzy dla świętego spokoju pytają: - Jak ci pomóc? Moje milczenie jest dla nich zbawienne.

Tak jestem/byłem sukinsynem. Mam sobie wiele do zarzucenia. Cały jestem ze wstydu i wyrzutów sumienia. Ale do cholery: - Czy nikt nie pamięta moich dobrych uczynków???

Dalsze trwanie to udawanie. Mam dosyć umizgiwania się, lizania dup dupkom i wyglądania przez okno, przez wizjer. Sam znaczy sam!

Mój Syn też nie powinien, co chwilę pytać: - Tato, dlaczego jesteś smutny. Zawsze mówiłem mu prawdę, nawet najgorszą. Teraz już nie potrafię odpowiadać na Jego pytania. I nie wierzę, że jutro mi przejdzie, że jutro będzie lepiej! Tyle. Aż i tylko.

Kiedyś wierzyłem w ludową mądrość, że „dobro wraca do ciebie”. Gówno prawda!!!

wtorek, 14 lipca 2009

Szczegóły. Sms-y

Gdybyś zmienił nazwisko i… twarz, to na pewno ze swoim umiejętnościami znalazłbyś pracę. Mówię serio! Pozdrawiam

Masz, co jeść? Martwię się o ciebie były mężu

Pozdrowienia z wakacji. Tu jest super. A Ty gdzie wyjechałeś?

Idę dzisiaj do kina. Polecisz coś?

Jesteś pierwszy na liście do wygranej 12 000, wyślij wiadomość tak/nie na nr…







poniedziałek, 13 lipca 2009

po-rady

I.

- A może pójdziesz do szpitala?

- Na wrzody czy bóle w klatce?

- Nie. Myślałam o psychiatryku… I tak wszyscy mają cię za czubka…

II.

- Wyjedź stąd!

- Dokąd?

- A co mnie to obchodzi!

- A Sz.?

- Jakoś mu to wytłumaczę!

- Ale ja nie będę potrafił…

- Ale ciebie już nie będzie!

- Będę ZAWSZE!

- Pieprzysz!

III.

- Dlaczego nie odbierasz telefonów wieczorem?

- A co chciałaś wpaść?

Brzdęk słuchawki

IV.

- Wciąż gadasz o śmierci. Bawi cię to?

- Przeraża.

- To dlaczego to robisz?

- Zastanawiam się jakoby to było…

V.

- Mogę ci jakoś pomóc?

- Chyba nie.

- Czegoś ci brakuje?

- Pieniędzy…

Brzdęk słuchawki

...a ja nie wiem



...Już teraz wiem, Wszystko trwa, dopóki sam, tego chcesz. Wszystko trwa, sam dobrze wiesz, Że upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem...

niedziela, 12 lipca 2009

wymęczona niedziela

…nie wiem, co się dzieje, ale jestem tak bardzo zmęczony… łaziliśmy godzinami po Poznaniu, w raczej się wlekliśmy. Niemal siedem godzin umęczenia. Już nie mogłem dalej, więc na dziesięć minut zasnąłem na kolanach mojego Sz. On czytał „Koszmarnego Karolka”, a jego koszmarny ojciec padł… A potem usłyszałem: - Tato, wróćmy już do domu, bo i mi chcę się odpoczywać…
Gadaliśmy, bo stęsknieni własnych słów mówiliśmy o wszystkim. Głównie On. Zagadywał mnie swoimi fantazjami. – Tato, ciasny ten Poznań. My już wszędzie byliśmy – orzekł Szymon.
Oj, Synu nawet nie wiesz jak ciasny!







sobota, 11 lipca 2009

fizyczność

…wróciliśmy. Zmęczeni, ja wyczerpany. Mogłem wrócić wcześniej, ale postanowiłem pomoc bratu mojej byłej żony i fizycznie budowałem płot. Nie planowałem, nie instruowałem. Zasuwałem. 10 godzin fizycznego zmagania z własnymi słabościami. Paskudny rozstrój nie pomagał mi być herosem, ale radziłem sobie. Kiedy A. odwoził nas na dworzec chciał mi zapłacić za pracę. Jestem w trudnej i idiotycznej sytuacji, ale nie jestem dupkiem, nie dlatego zostałem by mu pomóc, za bardzo Go szanuję. Nie o srebrniki tu chodziło…

Mamy teraz z Szymonem jeden dzień – niedzielę dla siebie. Nie wiem jeszcze jak go spędzimy, ale Jego obecność zmienia wszystko, przywraca rumieńce zadowolenia. Bladość zwątpienia i choroby na moment mija… Aby do jutra… aby wyzdrowieć, bo czuję się źle, gorzej o tej róży z dzisiejszego zdjęcia…

piątek, 10 lipca 2009

graty

…coś się dzieje, nic się dzieje. Pracy ani słychu, ani widu. Pieniądze są tylko w nienapadniętych bankach… Ale jadę za kilka godzin po Sz. Oj, bardzo stęskniłem się za Nim. Będziemy krótko, bo zaraz wyjeżdża ze swoją mamą, ale… cieszę się chwilą.

Podróż będzie ciężka, bo jadę do byłych teściów, a to wymaga odporności…

Zabiorę ze sobą aparat, zabiorę odwagę i czułość.

Wczoraj wieczorem łaziłem ulicami, zdjęciami. Dzisiaj pociągiem w pociągu do Syna…

Jestem rozklekotany, jestem do wymiany, do zapomnienia. Wiem, że tylko bycie z Nim mnie cieszy. Ale co będzie dalej? Jak? Gdzie?

Za Wojaczkiem, Fuga:

Ktoś klaszcze, wali w blachę, lecz głowy nie wystawia
Ktoś nóż zacięcie ostrzy, słyszę, nóż chichoce
Ktoś piwo warzy mi aż kadź bulgoce
Ktoś wyrok pisze, pióro skrzypi, papier ziewa

Ktoś biegnie, ktoś się skrada, ja nie śmiem oddychać
Ktoś lufy czyści i na lufach gra
Ktoś stos układa, stos podlewa, szczapy piją
Ktoś trumnę zbija, w palec trafia, klnie

Ktoś się uśmiecha, skóra trzeszczy, warga pęka
Ktoś zapala papierosa, łykam dym
Ktoś klaszcze, wali w blachę, lecz głowy nie wystawia

Ktoś szybę tłucze, szmatę pali, ja się duszę
Ktoś wyrok spisał, pióro schował, papier wziął
Ktoś na głos czyta, głoski łyka, mnie już nie ma

czwartek, 9 lipca 2009

Dwie. A i B.

Dobrze wychowana została żoną

pętaka pachnącego stockiem

po kryjomu szepcze o nim matce w spiżarni

gdy podszczypuje siostrę

w bliźniacze brodawki zdrady

z rękawa wysypuje wiersze na okazję orgazmu

siostra rumiana

matka bije butlę malin

ona wróży z płatków czerwieni

w popłochu podciąga spodnie w szelkach stanika

siostra wygrzebuje z półek Balladynę

ona czy Alina?

las szumi przeszłą lekturą

ogrody zdobytym nasieniem

2009

godzinami, codziennie



Krok po kroku ustępuje noc
Przeliczając listki drżące o świcie
Lotusy uczą się z bezradności innych
Za wzgórzami odpoczywa jaskółka
Ustaw stery na serce słońca

Za górami spogląda na wodę
Niszcząc ciemność budząc winorośl
Znajomość miłości jest znajomością cienia
Miłość jest cieniem, w którym dojrzewa wino
Ustaw stery na serce słońca

Świadectwo człowieka, który wstrząsnął murem
Pokazuje kształt pytań zadawanych w niebie
Słoneczna pogoda zginie o zmierzchu
Czy zapamiętają dzisiejszą lekcję
Ustaw stery na serce słońca

środa, 8 lipca 2009

Nieustające wakacje*

…podzwoniłem, napisałem, twarzą w twarz, poszukałem, jeszcze nie znalazłem (pracy). A potem przeczytałem pewien komentarz na moim blogu i tak się wqrwiłem, że uznałem siedzenie w domu za idiotyzm. Po Szymona jadę w sobotę, więc dzisiaj sam uciekłem do poznańskiej palmiarni i wyżyłem się sporo… Do momentu, gdy pewien pan nie rozliczy się ze mną finansowo zarekwirowałem jego aparat (uprzedziłem go o tym), a… wczoraj kupiłem kilka rolek czarno-białego kodaka i czekam na powrót Syna. Czekam ja i mój stary canon eos 300…;)

* tytuł posta umyślny (kto nie widział, niech to zrobi)










statystyka