czwartek, 29 kwietnia 2010

siostry


we włosach
czuję zapach
śniadania
morelowego dżemu
zwariowanej nocy
zasnęłaś w ramionach
zagubiona lalka
przytulam
roztargnienie
marzenie o kolacji
na trawie jego piersi

siostro
możesz wybierać
pobierasz tylko praktyki

wypowiedz swój krzyk
na emigracji mojego
podbrzusza
przyjmę
trening twoich łez 

środa, 28 kwietnia 2010

sprawiedliwość

Prawdy rodzą się we mnie powoli. Kiełkują. Podlewam je swoimi zmaganiami. Prawda o mojej byłej żonie zawsze była przekłamana. Nie byłem sprawiedliwy, obiektywny. Byłem zadufany w sobie, pyszny i głupi.
Nie, nie będzie opisu jej cierpień w związku z hazardzistą.
Nie, nie będzie opisu moich podłych czynów.
Nie, nie będzie opisu wspaniałej matki, bo to nie podlega dyskusji.
Jest i będzie rozliczenie się ze sobą.
W ciągu ostatnich dwóch lat wobec ludzi poznanych przez internet, przypadkowo w pociągu czy na ulicy, zawsze starałem się być miły, cierpliwy, uczciwy. W kontaktach z K. nie potrafiłem. Ile to razy obiecywałem: ­ Stary, wyluzuj, bądź spokojny, lepszy. Postaraj się!? Chyba nigdy mi się nie udało.
Ona swoje żale, ja swoje. Jatka.
Ja moją filozofię, ona swoje tyrady. Ból.
Każde spotkanie pełne chemii, pełne cierpienia. Koniec. Mówię koniec. Basta. Ona na to nie zasłużyła. Mnie to rozwala. Nie ona. Ja sam. Sam to sobie robię. W ośmiu przypadkach na dziesięć.
Dlaczego nie potrafię jej słuchać? Dlaczego nie potrafię rozmawiać? Niby wodzirej, który zmienia się w chuligana.
Koniec. Po tylu latach dręczenia siebie i jej, mówię: już tak nie chcę. Chcę, postaram się być sprawiedliwy, obiektywny. Uczciwy wobec siebie i jej. 

wtorek, 27 kwietnia 2010

Holden

Wirtualnie jestem Holdenem. Rzeczywiście jestem Holdenem.
Coraz więcej ludzi zwraca się do mnie tym imieniem. Gdy ktoś chce poznać moje prawdziwe inicjały nie wzbraniam się, ale jest mi z tym gorzej. Bo Holden jest we mnie prawdziwy, to co zapisano w dowodzie ma posmak kłamstwa i oszustwa.
Ja tamten umarłem. Umarłem dwa lata temu. Wróciłem do imienia, którym ochrzciłem się mając siedemnaście lat. Potem niepotrzebnie afiszowałem imieniem i nazwiskiem, które mnie drażni, kaleczy moje myślenie.
Piszę to dzisiaj, bo kilka dni temu rozmawiałem o tym ze Stasiem, a dzisiaj z byłą. Tak nagle, tak po prostu.
Obojgu powiedziałem: - Wiem, że nie da się zapomnieć. Wiem, że się nie powinno. Ale, Holden chociaż się stara być uczciwym facetem. Tak miało być, niech już tak zostanie.
Mam osobowość schizofreniczną? Może. Mam to gdzieś. Zaczyna mi być ze sobą dobrze! Zaczynam się lubić. Ja, Holden. Wreszcie!


*Zdjęcie zrobione analogowym Nikonem, który też straciłem. Dziś wywołane. 

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

bezsenność

Zaraz lunie deszcz, wzmaga się wiatr. Za oknem.
Zaraz odpalę kolejnego papierosa, żar wspomnień. Tutaj.
Gdy szukam uspokojenia, a nie działa wino, telefony, muzyka – wtedy wiem, że mogę spotkać się z Pam. Lubię robić jej zdjęcia. Pierwsze spotkania były oparte na moim gadulstwie, teraz w ciszy instruujemy się spojrzeniami.
Dzisiaj było podobnie. Kilka godzin, a jakbym zrobił sobie zastrzyk z adrenaliny. Działa, pobudza.
Boję się tylko nocy. Tak ciężko uchwycić sen, tak trudno zasypiać samemu (w oka mgnieniu).
Sypiam coraz mniej, gorzej lub wcale. Potem cierpię zmęczeniem, otępieniem.
Tabletki? A może kobieta?
Kobieta? A może tabletki?
Czuję, że potrzebuję wolnych dni, bez przymusu wstawania, bez gwizdu lokomotywy. Nigdzie nie jechać, a wszędzie być. Nigdzie nie być, a jechać dalekoooo. 

sobota, 24 kwietnia 2010

CZAS

Kaszuby. Moja ostoja. Stanica myśli. Ciepło za oknem i w serduchu. Szaleństwo wiosny. Stasiu, przyjaciel wrogo patrzy na mnie tylko wtedy, gdy narzekam i złorzeczę.
Stasiu ma TU wielu przyjaciół. Podkradam ICH i wypożyczam. Traktuję ich jak opatrunek na moje poranienia. Dzisiaj lekarstwem była obecność Małgosi i jej córki Julki.
Dwie kobiety, które zmartwiły się skąpstwem złodziei i uradowały dobrym sercem innych. Skromny efekt tych smutków i radości powyżej.
Spędziliśmy czas chichocząc, skacząc, pełzając i wlokąc się z miejsca na miejsce. Las, rzeka, most, tory, bory.
Stasiu był asystentem. Małomównym, ale kreatywnym.
Jego wyobraźnia rano nas poróżniła. Jakoś niepotrzebnie rozmawialiśmy o samolotach, niebie i naszych sąsiadach. Potrzebnie jednak nasz dyskurs przerwały dziewczyny. Uspokoiły nasze pobłądzenie.
Czas goni i goi. Czas na Kaszubach ma inny rytm. Mój ulubiony. To tutaj odnajduję spokój i dojrzewam do bycia cierpliwym. 

rzeczy



brzuchomówca gapi się w lustro 
pusto 
jeden dźwięk 
drugi 
dialog szaleństwa 

czwartek, 22 kwietnia 2010

ktoś napluł mi w twarz...

…właśnie wróciłem z komisariatu.
Podczas sesji ukradziono mi pięć aparatów, siedem obiektywów, sprzęt wszelaki, który dawał tyle radości życia.
Straciłem też klucze od domu. Policja doradza wymianę zamka. Mam ochotę wymienić mózg.
Czwarty raz zostałem okradziony, tym razem boli mocno, na wskroś. Otwieram butelkę i po prostu ryczę i tłumię krzyk.
(a za chwilę będę obrabiał zdjęcia – sesje były arcyciekawe, oj chyba za bardzo…) 

środa, 21 kwietnia 2010

tak

nie
zapisujesz żółtych kartek
na drzwiach lodówki
żadnych zadań
żadnych napomnień
mroźna cisza w środku

nie
czekam przed drzwiami
łazienki
w środku pusto
pralka śmieje się
wirując pobrudzone koszule
twoich perfum

nie
dąsasz się
na jeden-zero
mój krzyk JESSSTTT
dławię haustem
zimnego wspomnienia
twojego rozbawienia

nie
budzisz mnie
o piątej piętnaście
porannym pragnieniem
zdążę na pociąg
zdążę być w sobie

nie
mam krwi
twoich dni na pościeli
około piętnastego
zmieniam komplet
wspomnień kalendarzy

nie
pijesz za miłość
kurwa
i Ty masz dość



wtorek, 20 kwietnia 2010

nie

tak
miałem rozwiązane buty
przewracałem się w ucieczce
jeszcze spałaś

tak
zapomniałem szczoteczki
jak żonkil zdrady
nieruchomo więdnie w kubku

tak
wypierz pościel
to nie relikwia
to szata szaleństwa

tak
puste krzesło
szklanka
kieliszek
pusta głowa
puste serce

tak
pełna popielniczka
jest jedyną pamiątką
spaliłem słowa i czyny 

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

relacja

  1. Płakałem. Chlipałem. Wierciłem się. Ruszyłem. Śmiałem się.
  2. Najpierw nie robiłem NIC. Potem robiłem dużo. Zdjęć.
  3. Spałem czasami. Wstawałem. Najczęściej z kolan.
  4. Piłem. Miarkowałem swoje smutki.
  5. Podglądałem parę kochającą się na łące. Był czwartek. Nadal ich widzę.
  6. Zmęczone mam palce. Opuszki pachną oceanem słów.
  7. Chcę zakochać się. Nic nowego.
  8. Nauczyłem się spokoju. Od siebie. (Niesłychane).
  9. Skłamałem ślepemu. Było czerwone światło. Przeżyliśmy oboje.
  10. Ukradłem jabłko. Toczyło się po bruku targowiska.
  11. Szymon ma ospę. Ja byłem nad Odrą.
  12. Szczecin jest miejscem przeszłości.
  13. Poznań jest miejscem tymczasowym. Jak długo jeszcze?
  14. Brat odpisał wreszcie na moje życzenia. Miał urodziny. Ja nazywam je narodzinami.
  15. Mam w domu więcej sukienek niż bokserek. Dziwaczeję na korzyść zdjęć. 

sobota, 10 kwietnia 2010

Smoleńsk, 10 kwietnia 2010 roku


Serce moje drży we mnie i przypadły 
na mnie trwogi śmierci.


Bojaźń i drżenie na mnie przeszły 
i groza mnie okryła. 


Księga Psalmów, Psalm 55, 5-6 (tłumaczenie Czesław Miłosz)

piątek, 9 kwietnia 2010

PRZYPADKI


Jedna przyszła z mamą. Tak chciałem. Druga nie przyszła wcale. Tak nie lubię! Ale nie zagubię się i nie wpadnę w złość, bo jestem gość, który nie wierzy w przypadki. Tak miało być. Nie dyskutuję w wyrokami nieba.
Ważne, że Paulina świetnie czuła się przed obiektywem. Mama stała pięćdziesiąt metrów dalej, usypiając półtorarocznego Ignasia.

Nadal jestem w nastroju wierszoklety, a że słowa traktuję jak amulety – w piątek będzie rymowanka o przypadkach.


wpadł mi ząb do sałatki
zrobionej rękoma matki
według przepisu babki
to są już trzy przypadki 

kolejne będą
szły drogą krętą
by dać w ryja kilku mętom
oni teraz też bez zębów
mielą żuchwą papkę z otrębów

czas wrócić do domu
bo komu
chce się poznawać
szczerbatego, nieogolonego
bardzo szalonego



Uściski dla smutasów! Mam nadzieję, że jutro do was nie dołączę, a teraz kończę.

czwartek, 8 kwietnia 2010

uśmiechy


Bawiłem się w słońcu z Kasią i Lili. Ujęcia leciały jak z karabinu. Czas pozbierać łuski i przygotować kadry mniej śmieszne.
Powagi mi brakuje, bo pomimo krótkiego snu – w pociągu pisałem na żółtych fiszkach oto takie frazy:

***
Pani konduktor odsłoniła pępek,
pokazuje bilet. Jesteśmy spełnieni.
Wychodzę na korytarz
widzę
oczko w pończosze
mruga do mnie pustym przedziałem służbowym.

***
Blondyna ma syna,
syn wpada w sen.
- Idziemy na papierosa? – zachęcam.
- A on?
- Śni tak jak my, do następnej stacji.
- Zdążymy.

***
Zakonnice chrapią od Kościana.
Zaglądam im między kolana.
Wypełza siostra przełożona,
krzyczy: - Ta po lewej jest moja!


Koniec chichów, śmichów czas do zdjęć, bo taką mam chęć.    

środa, 7 kwietnia 2010

wiosenne dialogi

1.
- Wredna suka z tej wiosny.
- Nieładnie, synu. Nie mów wredna.
- Dlaczego?
- Tak mówił do mnie twój ojciec.

2.
- Nie masz krótszej spódniczki?
- Mam. A co?
- Wyglądasz jak dziwka.
- To nie było miłe.
- Ubierz spodnie!
- A ty wróć do mamy!

3.
- Kupisz mi lody?
- Jakie?
- Jakiekolwiek. Mam ochotę być słodka.
- Przecież jesteś.
- Przy tobie czuję samą gorycz?
- Dlaczego?
- Bo zaraz musisz wrócić do żony.

4.
- Dlaczego nie dajesz znaku życia?
- Marudzisz. Byłam u koleżanki.
- Całe dwa tygodnie? Nie mogłaś zadzwonić.
- Byłam dwa dni, a dzwonić mi się nie chciało.
- ???
- Nie rób głupiej miny, chyba rozumiesz, że TO już koniec.
- Bo?
- Bo już mi się nie chcę. Po prostu czuję wstręt.
- Do mnie?
- Do siebie, że tak długo z tobą byłam.

5.
- Zaplanujemy wakacje? Przyniosłem katalogi.
- I co? Przez cały wieczór będziemy ślęczeć nad tym gównem i wymyślać marzenia?
- Masz zły nastrój?
- Nie. Tylko wiem, czym się to skończy. Przy każdej ofercie będziesz marudził, że za drogo, za tanio, za ciepło, za zimno.
- Jesteś przykra.
- Nie, postanowiłam przestać udawać. Jeżeli chcesz wakacji, to zaskocz mnie. Wymyśl coś. Możemy jechać nawet, do cholery, pod namiot, ale zrób to sam. Zaskocz mnie. Doceń. Jestem twoją kobietą, a nie kolegą z pracy.
- Nic nie rozumiem.
- Nie pierwszy raz.
- O co ci chodzi?
- Abyś po dziesięciu latach małżeństwa potrafił jeszcze o mnie powalczyć.
- Przecież to robię.
- Tak, zjadłeś obiad, ubrałeś jeansy i teraz będziemy grali w bierki i oglądali katalogi. Walczysz jak cholera. Tylko, że ja czuję się przegrana.

wtorek, 6 kwietnia 2010

miłości



wypada z pociągu Jacek
czeka Małgorzata
nie miesiączkuje od pięciu tygodniu
powiedzieć?
To on, na pewno on?

Anna, Monika, Ewa
wypiły siedem piw
dwie wódki
jedno wino
trzy godziny
Mama Ewy zmarła wczoraj
w piętnaście sekund
wylew

Tomasz
bawi się pękiem kluczy
drugi uwiera go w kieszeni
zabawa z kochanką wymaga
gry wstępnej
żona w delegacji

Mariusz z Grażyną
mają wspólnie sześcioro dzieci
matematyka alimentów
pozwala im na siódme
zostały trzy tygodnie
do udzielenia kredytu hipotecznego
muszą zwiększyć metraż

jestem jeszcze ja
robotnik Boga
w ukryciu
robię im zdjęcia



poniedziałek, 5 kwietnia 2010

wtedy


Senny z nieprzespanymi lękami brodzę w rzece myśli smutnych.
Gdybym dzisiaj był sam, mógłbym się utopić, potknąć. A tak obiad, spacer, rozmowy, kuksańce. Czas przeleciał, Waldek wyleciał, Szymon przyleciał. Ma. lata. Zamieszanie w wietrze i pochmurnych obrazach wiosny.
Dopadły mnie myśli o długach. Największy to ten, że dzisiaj w dniu urodzin córki nie jestem z Nią. Nawet nie wiem, co robi i jak robi.
Szymon drąży: -Może powinieneś zadzwonić. Sugestia dziesięciolatka trafna, lecz telefon głuchy. Szymon pociesza: - Pewnie świętuje!, Pewnie tak, Synu, na pewno… i dławię się dymem papierosa, jakbym dostał wskazówkę z góry: - Milcz.
Milknę, więc z nieprzespanymi lękami. Gapię się w zdjęcie Weroniki. To nad biurkiem. Do albumów nie zaglądam. Boję się rozpadu na kawałki.
Fragmenty przeszłości wysłanych i niedokończonych listów w moich dokumentach i za słownikiem polsko-hiszpańskim, jakbym szukał tłumaczenia dla naszej rozłąki w innym języku. Jakbym był pisarzem, a nie złym zapomnianym ojcem. 

niedziela, 4 kwietnia 2010

razem

Jak nazwać stan, czucie, bycie? Czy TO właśnie JEST spokój?
Nie ogarniam, lecz przyswajam dom pełen zapachu miłości. Jest Ma., Waldek (brat). Jutro będzie Szymon.
Jest gotowanie w kuchni, w naszych ruchach. To nie jest pantomima. Żadnego teatru.
Bez wysiłku przychodzą, nadchodzą gesty, śmiech, spacery, modlitwy. Tylko nocne picie alkoholu miało tempo sprintu. Jakbyśmy się bali, że rozwiążą nam się złe języki i damy sobie po razie. Na razie rozdajemy pocałunki. Słodkie chwil rachunki.
Tyle lat spędzałem święta solo, że tego tercetu bałem się podświadomie. Strachy nie są jak cienie. Jedne potrzebują mroku, drugie słońca.
Ogrzewam się rodzinnie. 

czwartek, 1 kwietnia 2010

OCZEKIWANIE



spokojnych dni OCZEKIWANIA Wam życzę, 
do NIEDZIELI.
statystyka