Niebezpieczeństwo czasu. Przełom sierpnia i września, to godziny słabości. Mojej. Muszę uważać na myśli, na czyny. Na słowa przestałem zważać. To czas zły. Zły w złości czasu teraźniejszego.
Ostatnie dni gapiłem się sufit, plułem do lustra i słuchawek telefonów. Jedyne, co mnie ratuję to szaleństwo w odkrywaniu nowych technik fotografii. Zwłaszcza tej minimalistycznej. Zakochałem się (na razie bez wzajemności) w zdjęciach, robionych techniką otworkową, czyli taką bez użycia obiektywu. Prześwietlam i naświetlam i maczam w łazience stare filmy, papiery. Mnóstwo tego, tylko pasta do zębów się skończyła…
Zrobiłem też kilka ujęć w puszkach po piwie. Browaru nie pijam, więc pogrzebałem w śmietnikach, co dało efekt piorunujący, bo znajduję ciekawe rekwizyty. Jednego dnia jestem nimi zachwycony, następnego wracają do swojego domu.
Szaleństwo pogłębiam pstrykając – nie wkręcając obiektywu, lecz uchylając go w zależności od światła i własnego widzimisie.
Tylko czy to ma jakiś sens? Wszystko i tak zwaliło się na łeb. W samotności najgorsze jest, to że nie da się nią zachwycić.