środa, 6 czerwca 2012

Ślub

W przyszłą sobotę. O godzinie 10. Żenię się.
Jedni mnie odwodzą od zamiaru, inni dobierają komentarze schludne, jeszcze inni niewybredne. Mają zabawę, ubaw, jazdę. Jest i grono dziwnie przychylne. Zdarzają się obojętni. Tych lubię.
Największy szacunek i podziw jednak budzi reakcja mojego Syna. Jego doping jest słyszalny przez moje serce i rozum.
Ci, którzy pukają się w czoło, a zarazem radzą mi bycie, a nie na całe życie podają argumenty, że jestem za stary, głupi, no i biedny.
Przytakuję, a ostatni podany przykład oklaskuję (bo o swojej głupocie nie wypada mi się wypowiadać). Tak! Jestem biedny.
Dokładnie cztery lata temu skończyło się moje szalone życie, gdy pieniędzy, whisky, hazardu było ile moja chora dusza zapragnęła.
Teraz nie mam pracy, żyję z dnia na noc. Zdarza się, że nie mam na chleb, a gdy mam kupuję papierosy. Przez pieniądze nie sypiam, nie dojadam, piję. Przez ich brak zrozumiałem, że można i trzeba żyć inaczej, chociaż trudno i dlatego czasami stoję na parapecie...
Żyję z pstrykania zdjęć (chociaż większość chce, bym to robił za darmo). Żyję też z darowizn i pożyczek. Czasami coś za kogoś napiszę, przepiszę, poprawię. Czasami nie robię nic...
Sandrę poznałem osiem miesięcy temu. Niewiele?
A ile trzeba, by tłum okrzyknął: TAK!
Najpierw ze sobą walczyłem, że nie mogę, że nie chcę, nie potrafię i przede wszystkim, że mnie nie stać. A potem poddałem się Jej miłości. Bezwzględnej, dojrzałej, pełnej. I uznałem, że mam prawo być szczęśliwy.
I jestem! Dzieli nas pokolenie. Nie dzieli nas nic.
Nie wiem, jak będzie po 16 czerwca z mieszkaniem, z pracą, z zepsutą pralką, próchnicą, z brakiem butów i chleba z serem. Nie wiem?! Jest jednak we mnie miłość. Taka, o którą się nie podejrzewałem. Taka, o której zapomniałem.
Nie żenię się z samotności, z powodu przegranej czy też dlatego, że jestem lekkoduchem. Robię, to z perfidnej, egoistycznej potrzeby bycia kochanym.
Ostatnie lata nauczyły mnie więcej, niż poprzednie 37. Wcześniej nie uważałem, nie dostrzegałem, nie analizowałem. Brałem!
Zachłanność doprowadziła mnie na dno. Czy dzisiaj daję? Próbuję, staram się. Nadal popełniam błędy, niektóre wciąż te same. Ale dzisiaj je dostrzegam, wcześniej miałem ogromną wadę wzroku...
Nie wiem dlaczego człowiek, którego uważałem za przyjaciela wyrzucił mnie na śmietnik?
Nie wiem dlaczego inni lubili mnie tylko wtedy, gdy miałem pieniądze i stanowisko?
Nie wiem nadal dlaczego dla wielu jestem gównem, a gówna nie należy ruszać?
Ale wiem, że poznałem przez ostatnie cztery lata ludzi, od których uczę się, których wypatruję, za którymi tęsknię i których kocham.
Przestałem dwa lata temu pisać bloga codziennie. Nie, żeby mi się nie chciało?! Tylko dlatego, że zrozumiałem, że moje codzienne zmagania obchodzą tylko mnie, a dla większości są zabawną lekturą przy obcinaniu paznokci...
A dlaczego napisałem dzisiaj? Bo miałem na to ochotę. Proste?! :)
statystyka