wtorek, 30 czerwca 2009

z przymrużenia...

Zły

Jestem szczęśliwy

dostałem dzisiaj dziesięć listów

wszystkie z banków

jestem szczęśliwy

ktoś jeszcze o mnie pamięta

pani Zosia od kredytów ma czterdzieści lat

i troje wnucząt młoda babcia

ale

też jest szczęśliwa

z dyrektorem banku chodziła

do szkoły średniej nigdy jej nie kochał

teraz po rozwodzie szuka zrozumienia

w banku aż huczy od plotek młoda

babcia zawsze go kochała

łączy ich jeszcze jedno ja

kredytobiorca zły

bo skończył się kefir

a następny już nie chcą dać kredytu

jak ja teraz będę leczył kaca

1998

Dzień świstaka

kilka rachunków, żadnej damy kreślącej słowa, są zaproszenia do pizzerii i z miejscowego burdelu. Tylko na pizzę mnie stać…

Chciałbym odetchnąć od słów pisanych, chciałbym się zatracić w czytaniu. Ale nie mam wyjścia, nie ma postępu, nie mam dostępu. Kleję się ukropem, pewnie zaraz lunie i popołudniowy Dzień Świstaka znowu zagości w tym mieszkaniu, w tej głowie, duszy…

Rozmawiałem z Sz. Wraca z gór, ale nie do mnie. Wakacje u dziadków. Jestem zazdrosny, stęskniony, ale wiem, że w maleńkości uwielbiałem wolne, piękne dni u babci. Mieszka w lesie, wśród jezior i pól. Daleko, ale to było moje całkowite blisko… Niech, więc i On odpoczywa, by miał co wspominać…

Chwyciłem za aparat i chciałem wybiec za drzwi, ale ta temperatura trzyma mnie na krześle, przy biurku, ulepionego z tęsknoty… Za Synem? Za dzieciństwem, za niewinnością. A może wprost przeciwnie? Może chciałbym wrócić do brudów życia. Do kasyna, do złych emocji… Jestem znakiem zapytania…


...by wiedzieć



…Jest czas na słowa
jest czas milczenia
jest czas być w słońcu
jest czas być w cieniu

Mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…

poniedziałek, 29 czerwca 2009

Ukazać

…gdy wydaje się nam, że jesteśmy pępkiem świata, nic już nie jest w stanie nas zadziwić, odmienić. Gdy pycha wylewa się uszami, żaden Bóg nie pożyczy nam cierpliwości, na żaden procent. Gdy pokora to zaledwie słowo w słowniku, to żadne ciepło już nas nie ogrzeje…


Flesze przeszłe w tej ulewie znajduję

siedzę w oknie i obmywam spoconą skórę

trzęsie mną delirium udawania

zamykam oczy

wierzę w szczęśliwe zakończenie

ale nic

nie lecę nie upadam

sąsiadka puka się w stare czoło okna

więc wciąż żyję

w deszczu utopiony

piorunem ukąszony

2009

niedziela, 28 czerwca 2009

Ludzie Czerwca

… oj, głupcze! Diabolicznie wpędziłem się w nastrój schyłku… i jeszcze dziesiątki dźwięków Joy Divison. Żadnego spokoju, tylko ujadanie psów na bagnie… Tak, wiem! To już było! Uciekłem, więc w miasto, bo Poznań ma dzisiaj (28 czerwca) swoje święto. Rocznica pierwszego buntu w PRL. Ale nie byłem wśród gapiów. Inaczej podpatrywałem To miasto… i jego mieszkańców.








Różaniec

Paciorki

jeden, dziesięć

cierpliwości, wiary szybko

euro

jeden, sto, tysiąc

cierpliwości, na nic nie starcza

matka, żona, córka, syn

wódka, piwo, wino

wszystko różaniec

zdrada,

rzygasz: to żółć

wstyd

poczucie winy

a pierdolić to!

zaraz ranek

biała koszula, śniadanie, rodzina

msza

znak Krzyża, spowiedź, komunia

wszystko różaniec

2008



sobota, 27 czerwca 2009

Filozofia

Dobrze, że wziąłem aparat. Nóż się nie przydał. Nie ma ofiar. I grzybów brak w podpoznańskich lasach. Sz. daleko. Na góralskim weselu, a moje smutki w zmywarce. Wrzuciłem tam lepkie narzędzia zbrodni kuchennych. Boli mnie kciuk stopy. Niechcący kopnął leśnego ślimaka. Ma teraz wyrzuty sumienia. Opatruje go szybką kąpielą. Ale nadal pachnę farbą drukarską, bo zaczytałem się w genialnym tekście Jerzego Illga o Tischnerze w „Świątecznej”. I chwytam za „Filozofię dramatu”, moją pierwszą przygodę z Wielkim księdzem Józefem. I w sylabach tonę, bo Istnieją różne sposoby zasłaniania twarzy, jednym z najbardziej naturalnych i spontanicznych jest wstyd. Tak, to Jego słowa. Wielu rzeczy nauczył mnie Tischner. Szkoda, że tak słabym jestem uczniem…

Już dzisiaj nie wychodzę. Poszukam światła w tunelu zacisza własnych grzechów, pogwizdując na zbliżającą się letnią wichurę…

piątek, 26 czerwca 2009

BLISKO... ciebie

związany spacerem łudzę się

zasypianiem w twoich puklach

łażę w samotnej kompanii od ujęcia

do sklepienia w twoich udach

rozpieram dumę automatyki pragnienia

kradnę zaplątane spojrzenia

ubrana Małgorzata kpi ze swojego

golusieńkiego mistrza

idę więc przez drzewa

w łąkach szukam odurzenia

pełen wstydu i zhańbienia

obwijam mleczem tłumaczenia

ty chichoczesz

z mojego bukietu ostu

który wkradł się w słoneczniki

i klnę poezją:

taki jestem szczęśliwy

2009

Post scriptum

czwartek, 25 czerwca 2009

Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana

INACZEJ.

… Była pani A., był i pan Z. A między nimi alfabet. „A” jest zawsze piękne, więc wszyscy uznali, że ona jest ofiarą. „Z” brzydkie jak Zenek z bramy na dole. On był, więc katem.

Ona słuchała koleżanek za biurek, on taplał się w błocie przy scenie weekendowych koncertów. „A” chciała mieć dom z ogródkiem, zagraniczne wakacje dwa-trzy razy w roku i auto i piękną bieliznę. „Z” sypiał nago i rzadko z nią, ale na wakacje jeździł, domy kupował, bieliznę dzielił zębami na strzępy.

Gdy ona dzwoniła o pomoc do rodziców, on szukał w szufladach jej zbliżeń od ginekologa. Ona protestowała, on manipulował nasieniem. I „A” i „Z” mieli dziatki. I miało być mieszczańsko, bo pięknie patrzyli w ołtarz na sumie, a klecha był uradowany ich godzinnym szczęściem.

I rodziły się zmarszczki, brzuszki, cellulit. I kręciły się łzy, szklanki wódki, trzaskane drzwi…

I sąd orzekł koniec. A ksiądz odmówił zdrowaśkę i skreślił „A” i „Z” ze spisu w trzeciej ławce. Teraz siedzą tam „B” i „Y”, a między nimi dziatki poprzedników, w komżach dzwonią przy ołtarzu i wysyłają ukradkiem esemesy do dwóch zagubionych liter…

środa, 24 czerwca 2009

Kółko i krzyżyk

…ta zabawa jest prosta – kto pierwszy w pionie, skośnie, na szerokość postawi kółko, a może krzyżyk… Można wybrać jeszcze stres towarzyszący grze w bierki lub narysować kilka masztowców i już zatapiamy statki… Tanie gry stołowe…

Poznawanie samego siebie analogicznie nudzi, bo ile można, jak długo. Sam w samotni kreślić i podnosić trójząb. Początkowo są emocje, nawet nieudawane, ale potem nachodzi otępienie, zwątpienie…

Poznawanie kobiet to w dojrzewaniu warcaby, a potem dorastamy i gra staje się trudniejsza. Szachy. Emocjonujące, ale trudne. A poza tym tylko czarne i białe…

W każdej z tych gier można oszukiwać, niczym w pokera, więc warto zrezygnować, albo zatracić się i być hazardzistą… A wtedy adrenalina zamienia się w staczanie, topienie, utrapienie.

Mam już dosyć gier, gierek! A Wojaczek:

Kto ma dać czarnym białą kobietę

Ten wszystko od początku zacząć musi jak ja

(…)

Gdyż za początek z sobą musi zacząć walczyć

Kto – biegły w piśmie klęski – klęskę chce mieć za nic

…i bęc!

wtorek, 23 czerwca 2009

Dzień Ojca. Twoje zdrowie!

.

Fragment opowiadania „STWÓRCA”, 2007

Bicie było sposobem nie tylko dla niego. Wiele rzeczy pewnie w życiu nie wydarzyłoby się, gdyby nie szał ojcowskiej miłości. Może nigdy nie byłbym w szpitalu, może nigdy nie kochałbym się z 14-latką w pustym pokoju pielęgniarek. Może nigdy też nie próbowałbym się zabić lub napić się z jego butelki, piersiówki z drewna (ale cacko). A może jego zasługą jest także ta szrama na barku i długa blizna niżej szyi. Obie odznaki noszę jak szeryf. Walczę nimi o wiarołomstwo czyichś żon i kochanek. Gdy w ekstazie muskają blizny językiem, nie sposób powiedzieć: - Ojcze, dziękuję.

Spis moich samobójstw jest dla niego wielką niewiadomą. Był świadkiem tylko pierwszego. Potem znajomym zdradził: - To mi wystarczyło, mam dość tego gówniarza. Jedno jest pewne, że gówniarzem byłem perfidnym, bo to, że on albo mnie uratuje, albo pochowa zaplanowałem dokładnie. Mimo mych słabości matematycznych w tym wypadku dokonałem obliczeń. Kiedy się obudzi, kiedy sięgnie do lodówki, kiedy zbierze się po otwieracz? Z pokoju pięć minut (sporo, prawda?!) z piętra do kuchni, około dwie minuty na „sezamie otwórz się” i… otwieracz. Normalnie otwieracze leżą w szufladzie, ale jego wisiał, tak żeby miał go na oku na drzwiach w spiżarni, a żeby po niego sięgnąć musiał otworzyć te drzwi i tuuuuuuuuu niespodzianka. Otwieracz wisiał, a jakże, ale wisiałem także ja – gdzieś z okładem od ośmiu minut (z całą logistyką przygotowania scenografii). Cuda się zdarzają: on nie otworzył butelki, a ja przeżyłem.

Przy pozostałych samobójstwach już go nie było. Nie ukrywam, że brakowało mi go. Musiałem fatygować tylu ludzi. Także i tych z drugiego planu, którzy mieli go poinformować o wydarzeniu. Ale on już powtarzał jak mantrę: - To mi wystarczyło, mam dość tego gówniarza.

Ale kiedy ten pierwszy raz się skończył, był i inny czas i trwał siedem dni. Całe siedem dni. Cholernie szczęśliwy tydzień. Tydzień, którego do dzisiaj sobie zazdroszczę. Dostałem wtedy od niego pierwszy prezent. Pieniądze i kwiaty, a jakże. Nie miał pomysłu, więc dał mi pieniądze, a kwiaty? Cóż dziwnego – do szpitala przynosi się kwiaty, może nie trzynastolatkowi, ale on przecież nigdy wcześniej nie odwiedzał 13-latka w szpitalu. Mówił jakby jąkając się (a może to było seplenienie), że do szpitala to do matki przychodził. To też było miłe, bo dawało dowód, że wie, że ma żonę. Kwiaty w jego ręku wyglądały zabawnie, ale pieniądze poważnie. A powaga chwili wymagała, żebym ten prezent przyjął. Ten tydzień spędzony w szpitalu i jego trzykrotne odwiedziny, a na które czekałem jak na gola w meczu mojego ulubionego Lecha, to było coś! Człapałem w czwartym dniu po korytarzu, gdy przyszedł i spojrzałem na twarz, której nigdy wcześniej nie widziałem. On się uśmiechał, uśmiechał do mnie. Odpowiedziałem tym samym.

z zasłuchania...z życia...




Kształt mojego serca


Rozdaje karty jak rozmyślania
I nimi gra nigdy o to niepodejrzewany
On nie gra dla pieniędzy, ale wygrywa
Nie gra dla szacunku.

Rozdaje karty by znaleźć odpowiedź.
Świętą geometrię przypadku,
Ukryte prawo prawdopodobnego wyniku,
Liczby prowadzące taniec.

Wiem, że piki to miecze żołnierzy,
Wiem, że trefle to broń wojny,
Wiem, że karo wykładają pieniądze na tą sztukę,
Ale to nie jest kształt mojego serca.

On może zagrać waletem karo,
Może położyć damę pik
Może ukrywać króla w swojej dłoni,
Dopóki pamięć o nim nie przycichnie.

Wiem, że piki to miecze żołnierzy,
Wiem, że trefle to broń wojny,
Wiem, że karo wykładają pieniądze na tą sztukę,
Ale to nie jest kształt mojego serca.

I jeśli powiedziałem Ci, że Cię kochałem
Możesz pomyśleć, że jest tu coś nie tak.
Nie jestem człowiekiem o wielu twarzach,
Maska, którą noszę jest tylko jedna.

Ci, którzy mówią nic nie wiedzą
I poznają swoją wartość,
Jak ci, którzy przeklinają swoje szczęście w zbyt wielu miejscach
I ci, których zgubił strach.

Wiem, że piki to miecze żołnierzy
Wiem, że trefle to broń wojny
Wiem, że karo wykładają pieniądze na tą sztukę
Ale to nie jest kształt mojego serca

poniedziałek, 22 czerwca 2009

znają mnie tylko z jesiennej strony

…gdyby tak jakby żeby oby i aby… Tak, skończę to w lipcu, najpóźniej w sierpniu. Dwa miesiące i koniec z tym upokorzeniem. Ta praca jest jak pisanie wymyślonych reportaży, które drukują kolorowe pisemka za złotówkę czy złotypięćdziesiąt… Dość! Skończę i zacznę, bo trwanie w tym marazmie mnie rozwala, upodla i czyni przegranymi uciekające, przeciekające dni…

Nie wiem jak, ale TAK!

Oczywiście Bóg nie cierpi planowania, ale wiem, że ma mnie już po dziurki w swoim boskim nosie. Narzekającego, wypinającego pupę do kolejnych kopniaków (zasłużonych??!).

Czekam na cud, aż On pstryknie palcami i będzie dobrze, znacznie inaczej, znacznie lepiej. Ale On zajęty, więc muszę Mu pomóc… za Jerzym Harasymowiczem:

…Wypiorę

brudy świata

Muszę zdefiniować swoje cele, swoje pragnienia przeprogramować, nazwać przyszłość. Jeżeli nie jest i nie będzie mi dane robić, to co ukochałem, to może i… tu pojawia się problem… głównie logistyczny, finansowy, ale co tam… może powinienem pichcić nie słowa, ale strawę. A więc: restauracja? A może księgarnia? A antykwariat?

…Siedzi na krześle

i nic nie wie

A może emigracja? Nie! Bo Sz. A może imigracja? Nie! Bo Sz. Do dobrze, więc…

…Nie wiem jak biegnie

droga przeznaczenia

ścieżka piszaczka

Gdzie

w mgły schowany

chowaniec

woły dni pogania

niedziela, 21 czerwca 2009

... w ciągu...

…zaskakujące jest to, że odkrywam piękno tego miasta w chwili, w której ochota wyrwania się stąd jest większa niż kiedykolwiek…

Wypad do ogrodu botanicznego wypalił, teraz bolą nas głowy od… słońca, a deszcz dopadł poznaniaków, w sekundzie, w której przekroczyliśmy próg schronienia… Odpoczywamy, odkrywamy uchwycone slajdy i każdy z nas w innym oczekiwaniu. Sz., aż wróci mama, ja, gdy mi Go zabierze (dzisiaj!)… On na wakacje, ja do „czworaków”…

Nie chcę, nie wierzę – jutro nie ma być poniedziałku!

Umówmy się, że jutro jest… Tak, z Tobą się Boże na COŚ umawiać??? Ty lubisz porządek rzeczy:)? Podziwiam, więc Twoje improwizacje…





sobota, 20 czerwca 2009

wakacje...

… padam, padamy z Sz.
Łaziki, ale i w tramwaju i wąskotorówką. Cel: zoo, wielkie poznańskie i jego ostatnia atrakcja – Słoniarnia. Nagadaliśmy się, oglądaliśmy oczy w oczy setki zwierząt i tych małych i tych wielkich. Samotnych, stadnych, zawadiackich, sennych i rozdrażnionych… cuda tego świata.
Zbyt wielu słów nie wpada używać, bo kalekie ze zmęczenia i nieporadne w swojej słabości, gdy mamy za sobą setki ujęć, pstryknięć, uśmiechów… Jutro ogród botaniczny (taki mamy zamiar!)…








piątek, 19 czerwca 2009

Szczenię...

… spróbuję uporządkować następne godziny, chociażby do poniedziałkowego ranka. Jest Szymon. Są plany… teraz ogląda „Przygody psa Cywila”… odkrywa moje dzieciństwo, chociaż pamiętam tylko jeden odcinek, gdy pies był ranny, a ja płakałem jak szczenię, bo bałem się czy przeżyje.

… gdybym mógł mieć TUTAJ psa sprawiłbym go sobie natychmiast, ale „…tylko niech pan żadnych zwierząt tu nie trzyma. Rozumiemy się!?”. No ma się rozumieć…

Moje psy: Bej, Perełka, Beja, Bej, Psota, Bej…

Mama Sz. wyjechała na trzy dni. My planujemy swoje pierwsze dni wakacji. Może poznańska Słoniarnia, może piłka, może pociąg i las i może wędkowanie, wspólne robienie zdjęć.

Odebrał dzisiaj świadectwo, byłem tam z Nim pełen dumy i popłochu, żeby nie uronić żadnej ważnej dla Niego chwili… Bycie z Nim ratuje mnie z podłych stanów, z piekących oczu i złych słów. Ale… jest też tak, że znam Jego zamiary na lipiec i wiem, że dużo Go nie będzie, że dużo za dużo…

Ciesz się chwilą, głupcze!

z poplątania




a może zmyśleniem
jest ona
a on?
on nie! on tylko wybiegł jak pies
suki szuka obsikuje drzewa
wyje do księżyca
pieprzony rasowiec
wróci


2009

środa, 17 czerwca 2009

plany



...jechałem wartburgiem, potem przesiadłem się do trabanta, był i garbus.

Oni wybrali warszawę, dwie syreny i skutery – osy. Było 19 lat temu, był 1990 rok, były wakacje. Teraz żadnych aut, które możemy porzucić w szczerym polu. Teraz planów jak kocich łez. Sz. w piątek kończy rok szkolny, a mi brak pieniędzy, pomysłów i czasu…

Moje wakacje zwykle bywały krótkie. Pracowałem – zarabiałem, następnie na kilka dni uciekałem. Paczką, z jedną, z inną, sam. Pociągi, namioty, wędki, jeziora, lasy, pobocza, opuszczone chałupy, kobiety, przyjaciele. A teraz… jestem zaskoczony letnim marazmem w głowie, w portfelu… - Nie gderaj!!! – krzyczę do lustra (spokojnie!!!). W ubiegłym rok było podobnie, ale udało się uciec pod namiot z Sz.

A z drugiej strony to mój pierwszy rok od piętnastu lat, w którym nie wyjeżdżam za granicę… - Ale przecież jest jeszcze sześć miesięcy – dopowiadam…

Próbuję dzisiaj uspokoić wiele emocji, spalonych myśli, urwanych rozmów i staram się myśleć o zwykłych rozwiązaniach. Bez poezji, bliżej prozy. Ale dopada mnie wspomnienie planów, które miałem, które rozpowiadałem i układałem, i mościłem w pisaniu, w chlapaniu jęzorem…

- Już dobrze… bo Kiedyś chciałem być wojskowym, ale teraz wiem, że to byłoby niemożliwe, bo jestem zbyt wielkim tchórzem. W miarę jak człowiek staje się coraz bardziej skomplikowany, robi się również coraz bardziej tchórzliwy. Żeby być dobrym żołnierzem, najlepiej jest być trochę głupawym. (Jorge Luis Borges)……….

wtorek, 16 czerwca 2009

Rachunek sumienia


w rachubach nie zgadza się kilka tysięcy

dwie nieprzespane noce i kobieta toksyczna

ze skrzynki wypadają listy z rachunkami z pocztówkami

widok na piersi widok na chmury

podobno

nic nie jest takie samo a one jak bliźniaczki

pościel wiruje w pralce z nasieniem onanisty

w głowie kręci się pragnienie złości

ale to tylko słowa nawet jeśli padały przez całą noc

jak deszcz

nic nie znaczą dla księdza znudzonego spowiedzią a

niepojęte są dla piętnastolatki podsłuchującej nas w odrapanej

ławce

czerwieni się i kuca i klęczy i ucieka

dzisiaj nie będzie mówiła o złych uczynkach

przecież

za mało zgrzeszyła

co ma powiedzieć że nie odrobiła pokuty i zapomniała

powtórzyć rachunki

a może to że ubrała stringi matki

skradzione

zapachem jej kochanka z kosza na pranie

matka się nie doliczy

ona te grzechy przemilczy

przeze mnie

dla ciebie

2009

poniedziałek, 15 czerwca 2009

dorosły facet pełen dziecięcych lęków

Pewnej kobiecie

skończ z tą cholerną uprzejmością

bądź bydlakiem

nie oglądaj zdjęć rób je

prostytutkom

znasz ich adresy www

żałosne czas się wynieść

nie

zostań ale nie mów nikomu gdzie jesteś

upadnij plując krwią miesięczną

jej

ich

stań się złym na wskroś bycie

dobrym nie wychodzi ci jak zdjęcia

to wszystko?

a po co dzwonisz

bo czekałem na ciebie dzisiaj

naciągane?

a jaki dasz tytuł?

parapet

bo na nim stoję i nie wolno mi

przeszkadzać

staję się bydlakiem

twoja szkoła bajek

lalek

2009

Pierwszy dzwonek



kilka godzin później, rok później, 38 lat później

Ostatni dzwonek

… rocznica. Zła. Mojego upadku. Dokładnie rok temu zbankrutowałem zawodowo ostatecznie. Od tego dnia już nic nie jest takie same. Jeden idiotyczny numer przekreślił (ja-przekreśliłem), to co budowałem przez osiemnaście lat… Zamiast wieku dojrzałego zyskałem wiek starczy. Jeden telefon, jeden esemes i… upadek. Dno, w którym leżę do dzisiaj.

Przez ten rok… Nie! Nie chcę go podsumowywać! Zostałem w domu, nie chcę dzisiaj nikogo widzieć, bo moja twarz nadal jest blada ze wstydu i upokorzenia…

Wielu biegnie czas dalej, a mnie jakby się zatrzymał, jakby mnie dusił w ubiegłorocznych próbach samobójczych, w skrywanych łzach i mokrych poduszkach…

Spędzane w samotności dni powszednie i świąteczne – do tego przywykłem, ale nie leży mi mój stan, nie cierpię go i nie znoszę! Wydaję mi się (może głupio), że jeszcze tyle bym mógł, że jeszcze tyle potrafię… Tak wierzę w siebie! Ale kto wierzy mi, we mnie? Kto? Jestem potępiony i zhańbiony. To nie skaza – to blizny, które nie chcą się goić, które nadal się paprzą…

Przez ten rok wysłałem tysiące listów motywacyjnych, kopie życiorysu niczym jesienne liście spadały na wielu biurkach. Dzwoniłem do ludzi, których stworzyłem zawodowo, do których wyciągałem rękę i których kryłem przed bonzami… I? I nic. Ja nie istnieje! Mnie nie ma! Moje nazwisko nie otwiera już żadnych drzwi, moje umiejętności są cenione, ale nazywają mnie idiotą, wariatem, głupkiem. Wiele opinii na swój temat, które wyczytałem i usłyszałem są oszalałe jak pragnienie hieny, ale są i takie, z którymi się zgadzam, za które dziękuję…

Gdyby nie mój Syn moje bycie nie miałoby sensu, dlatego tak długo chciałem być – mieszkać z Nim. Ale było za ciężko, było fatalnie – głównie dla Jego mamy, później i dla mnie…

Nie wiem, co i jak dalej. Rok temu pisałem setny w swoim życiu list pożegnalny, ten ma być… witalny… Tylko jak, gdzie, kiedy?

niedziela, 14 czerwca 2009

Bilans wstępny




***

W pracy lubimy przeklinać nie tylko

na konkurencje i złego szefa który gdy mówi kurwa

pędzi do spowiedzi

w pracy lubimy palić nie tylko

nasze kariery i papierosy na półpiętrze którym przechadza

się tysiąc strapionych ludzi

w pracy pijemy dwa kilogramy kawy i puszki po piwie

w pracy zjadamy pilnie przygotowane kanapki a gdy dzwonią

żony jesteśmy zajęci oglądaniem żużla

z pracy wracamy do domu gdy ziemniaki lądują w koszu

w pracy jesteśmy gdy one odwracają się na drugi bok

w pracy mamy jaja i rżniemy głupa gdy przychodzi kolejny

nowy zdobywca chmur

w pracy mamy swoje biurka gdzie chowamy kompleksy naszych

ojców

klucze zabieramy na wszelki wypadek aby młody nie dorwał

się do naszych albumów

1999

sobota, 13 czerwca 2009

...innym razem... PTAKI

W sklepie, dziesięć minut temu:

- Pytała (rwie się jej głos) o pana pani…

- Jaka pani?

- Moja koleżanka.

- Ale nigdy nie widziałem tutaj innej kobiety…

- No to ja pytałam…odwraca wzrok…

- O co?

- O nic… odwraca wzrok… Może innym razem!!!

Następny klient

U fryzjera, trzy tygodnie temu, 17:56 :

- Zamknięte?

- Nie, jestem sama.

- Ja też.

Kupując cygara, wczoraj:

- Pan dla siebie?

- Nie, wpadnie koleżanka…

cisza

- Ale te są odłożone, dla szefa, nie mogę panu sprzedać…

W monopolowym, kiedyś:

- Luksusową proszę?

- Dlaczego?

- Co, dlaczego?

- Dlaczego pan pije?

- Piję z samotności…

- Kończę o 23…

- To poczekam…

- To nic pan nie chce?

- Pani chcę

- Ale… dobrze… może innym razem…

odbicia

… nie wychodzę. Nie mam dokąd, do kogo, po co, dlaczego, jak i gdzie…

Pada, wieje. W domu bałagan. W głowie odbieram sygnały znużenia, otępienia.

W tle głupie-gadki z telewizora, bęben pralki, milczące (niczym naćpane) telefony i nie po kolei mi ten dzień, bez planu, bez potrzeby bycia…

Dzisiaj nie wsiądę do pociągu, bo nie ta pogoda, nie ten dzień… W lodówce pustki i warto by wyjść i warto by zobaczyć ludzi… Ale po co?

Otępienie. Nawrót choroby?! Bo drapie mnie w sercu, swędzi na końcu języka.

Dopiero ranek, a ja już domyślam się jaki będzie wieczór, bo…

czas

bywa głupcem

z niedokończonymi studiami

który umizguje się do kałuż

jest też mądralą z dyplomem

który wiele umie

ale mało potrafi… 

piątek, 12 czerwca 2009

...ciąg dalszy...

Krystianowi

 

Z bratem rozmawiam o strzelonej

w sześćdziesiątej pierwszej minucie bramce bywa

że fascynuje nas Pamela Anderson od kiedy

staliśmy się mężczyznami razem już nie pijemy

on abstynent ja alkoholik w oparach dymu którego

nie znosi słowa są wydarzeniem kiedy nagle potrzebuje

gotówki odmawiam sobie piwa i dwóch paczek papierosów

ma małe potrzeby nawet do kina chodzi sam podobno lubi

gdy gasną światła tylko wtedy ma czas na sen dwie godziny

mijają dla niego powoli nie musi otwierać portfela dla kobiet

których nie zna mamie daje na chleb i tani krem do twarzy odmawia

sobie przeglądu sportowego i pepsi czasami myślę o rzuceniu

nałogów wtedy jednak spotykam kobiety którym podoba się mój brat

kocham go tak samo jak pierwsze piwo gdy miałem dwanaście lat

1997 

...dedykacja...



(DLA MĘŻATKI CO MA "CZTERY" DZIATKI:)

czwartek, 11 czerwca 2009

moja PROCESJA


…gdy wychodziłem, przekręcając klucz w zamku drzwi, nie miałem pojęcia jaki to będzie dzień – po co będzie ten dzień? Zadzwoniłem do Sz. Mój Syn miał „swoje” plany, ja improwizowałem i… wsiadłem do pociągu. Kupiłem bilet do stacji docelowej. Osobowy, przepełniony głównie młodymi ludźmi, wracającymi do bliskich w pobliskich wioskach, miasteczkach. Wysiadłem z aparatem, nową muzyką i niedokończoną korektą w Nowym Tomyślu. Stamtąd z buta przez tory, łąki, mokradła, leśne dukty doszedłem do Jastrzębska… 

Zmęczony oglądaniem, podglądaniem i strzelaniem pstryków położyłem się na mokrej, zimnej łące, tuż przy torach – by obudzić się na gwizd, na turkot…

… oj, widziałem gołębie. Rozmawiałem z drzewami i prawiłem komplementy kwiatom. Wzajemności było sporo, tylko pies na mnie szczekał, tylko auta trąbiły…

Nie wiem, jak – ale tak! Bo dawno nie potrafiłem w tak samotne dni zorganizować swoich poczynań i myśli. Narzekałem i chlipałem. Dzisiaj inaczej i sączę teraz nalewkę z zielonej herbaty i oglądam obrazy. Moje…własnych chwil dokumentacja…






środa, 10 czerwca 2009

słowa

…moja była żona bywa piękna. Deszcz też bywa piękny.

- A kwiaty?

- Ach kwiaty, zawsze są piękne!

- W butonierce kata też?

- Wtedy są złowieszcze!

 

…ona się dopytuje co będę robił w weekend?

- Sam będziesz?

- A masz propozycje?

- Żartujesz, mnie nie ma.

No właśnie Ciebie nie ma.

 

… i dziękuje mi za zdjęcia z przyjęcia, za nagrane płyty, za dopięte słowa…

- Ale masz oko. Nie wiedziałam.

- Przeczyściłem je ścierką samotności, wyostrzyło się.

- Szkoda tylko, że zrobiłeś zdjęcia głównie dzieciom.

- Bo one są niewinne.

(- A my?) – nie zapytała…

wtorek, 9 czerwca 2009

Czarownice

:)

…niedorzeczności w słowach bywają błahe, ale są też takie, który da się wytłumaczyć prostą wskazówką: czytaj więcej…

Niedorzeczności w bywaniu z kobietami są pewnie także zapisane w książkach, pewnie warto po nie sięgnąć, a l e……………. gdy rozum śpi, samotne serce głupieje!

Gdy kobieta używa słów wielkich, których nie słyszałeś od lat, wręcz wieków – stajesz się niezgrabny, nieporadny i popełniasz te same błędy, z których kpili przyjaciele w … ogólniaku i na studiach…

Kobiety lubią zabawki, sukienki, bajki, złoto lub srebro. Lubią mężczyzn. Czasami mieszają im się żywe istoty z bibelotami. To w kąt, to na ciało, to do pudełka. Kobiety lubią też cukierki – słodycze (ach słodycze, a ja kwiczę) – i po pewnym czasie mężczyzna pada, odpada jak papierek z mordoklejki, jak ślina, która miała być dodatkiem figli…

Kobiety są jak nasiona. Można je zasiać, podlewać, troszczyć się o kiełkowanie, dorastanie, dojrzewanie, ale kobiety w złej glebie, (na której dzieci-kwiaty już rosną) obumierają, schną. Skaczą, więc z kwiatka na kwiatek. Jak pszczoły, jak wiedźmy, czarownice?

A…

…w zaklęcia nadal wierzę………………………………… Bardzo. 

"rękopisy nie płoną"



Wydobycie mistrza

poniedziałek, 8 czerwca 2009

ze staroci!

***

Teraz nic ci nie powiem

po co

mów o przyszłości

może jutro gdy obudzimy się znów

będzie inaczej

no więc pamiętaj

nawet Chrystus

zrzuci z siebie ciuchy

włosów nie będzie mył

weźmie gitarę

i pójdzie gdzie będzie chciał

i nikt

w tym hipisie nie rozpozna Boga

co z Tobą

przecież to co mówię

może stać się prawdą

no więc kto ty jesteś

wiesz co?

wierzysz w to co jest do tej pory

a spróbuj wziąć gitarę

zagrać rockandrolla lub bluesa

i mieć własny pieprzony świat

a może nie wierzysz mi

szkoda

bo

myślałem że będziemy razem

1988 (17 lat miałem:)))

niedziela, 7 czerwca 2009

On, Tylko On.

…na koniec dnia dałem Sz. zegarek, który miałem 30 lat. Kupiłem go dzień po moim przyjęciu do komunii… Gdy babcia dawała mi wtedy czasomierz mojego zmarłego miesiąc wcześniej dziadka, rozpłakałem się i powiedziałem piskliwie: - Nieeeeeeeeeeee. Szymon zareagował, dzięki Bogu, inaczej: - Tatusiu naprawdę??? Dziękuję! Mój zegarek jest Jego, mój czas jest dla Niego.

Był teatrzyk udawania, był problem min i oczu… ale ten dzień BYŁ jednak DNIEM SZYMONA. Jego przyjęcie. Mama Sz. wiele zrobiła, abym śmiało mógł Jej powiedzieć: - Dziękuję. Było wzruszająco, pokoleniowo cudnie…

Ale On to przeżywał (!), był Królem tego dnia. Ja po swoim przyjęciu ze zdjęć wydrapywałem żyletką twarz ojca, On cały dzień szukał mojej… dziękuję Synu. Składam Ci dziękczynnie moje życie…

Robiłem, głównie, zdjęcia – nie szukałem udawanych rozmów, raczej rżałem z pogłosów tłumionych w ocenach, fraszkach i bujdach…

Zrobiłem Sz. COŚ od siebie – kolaż Jego zdjęć z ostatnich tygodni – taki mój prezent zagubiony w fajnych, lecz forsiastych podarkach…

Dawno tak nie czułem pragnienia Rodziny. Dawno nie pragnąłem zatrzymania czasu – dzieliłem procenty szczęścia…

Sz. JESTEŚ WSPANIAŁYM SYNEM. Postaram się nie– spieprzyć– bycia Ojcem.

Chciałbym dzisiaj uciec. Zmienić wszystko i powiedzieć: przepraszam-dziękuję. Ale nie byłbym sobą, gdybym na koniec dnia nie powiedział do mojego przyjaciela Stasia (jest księdzem) – przestań pier-do-lić. Ksiądz, który mówi o wielkich obrazach w chwilach, gdy tyle osób udaje swoje bycie jest obłudne… ale ksiądz po swojemu, a ja mojemu…

TO BYŁ (dzięki Bogu) WIELKI DZIEŃ!

sobota, 6 czerwca 2009

...spowiedź



Moja wizyta

 

w tej ciszy klasztoru w Lubiniu brat Jan nie chce mnie

wyspowiadać

robię to sam swoim gadulstwem zabijam kolejne myśli Grun’a

gdyby nie w skąpstwie wypalane papierosy nie skończyłbym

przed północą w małym pokoiku na poddaszu

co godzinę wietrzę by nie być nakrytym w czasie nieszporów

śpiewają łaciną gdy ja stoję skulony z niezrozumienia

już z góry zakładam głęboki sen w porze jutrzni

wierząc że

nikt nie zauważy gdy zjadam trzecią dokładkę

obliczonego sera

sam jeden z niewiernych wierny podczas Spowiadam Się

Bogu Wszechmogącemu jaki ze mnie został

ten który wszedł z ciekawości i jaki pozostał

a jaki ucieka

z obowiązku małżeńskiego nic nie trwa wiecznie

każda cisza ma swoją konkubinę

2005 


piątek, 5 czerwca 2009

Czy ja się czerwienię?

…no umieram… no przeziębiony jestem… no katar mam… no facetem jestem…

I to teraz! przed przyjęciem… no zrzędzę, marudzę i wszystkie słowa skubię. Wydzieram je z ust dworcowych kochanków, ulicznych kloszardów, podstarzałych dewotek. Mój durszlak jest trochę sączony przez rdzę, więc łapię najpierw sylaby, a potem protestuję, że pauzy są złe, kalekie, źle stawiane…

Przyjechała mama, jest Szymon. Dużo łażenia, sporo biegania, wiele miejsc, setki ludzi do połknięcia…

Dobrze, że nie jestem dzisiaj sam. Użalałbym się do poduszki i słuchawki telefonu. Cedziłbym tylko marudne kręciołki J. i do lustra. A tak w potrzebie przygotowań muszę się trzymać pionu i choć nie chciało mi się wcale, nawet na zdjęcia poszliśmy w miasto, nawet oblicze J. pokazałem mamie… Sza, cicho, sza… wzrok ląduję na moich okularach, oczy mrużę z zagubienia.

Czy ja się czerwienię? Czy to jednak temperatura? Tylko czego – emocji, uczuć, wirusa, polopiryny S?

Widzę ostatnie ziewanie słońca, pierwsze przytulania sąsiadów i ich dzieci. Widzę też siebie, odmienionego – zaczerwionego.

Jeżeli ktoś dostrzega we mnie chaos słów, to uspakajam: poza przeziębieniem – byłem dzisiaj na słowobraniu… 

czwartek, 4 czerwca 2009

kredki

… ja tu swoje, a mój Syn na generalnej próbie…

Jest tak podniecony, tak zaciekawiony – i wszystkie zdarzenia kojarzą mu się z przyjęciem O., na którym był ze mną dwa tygodnie temu. Kościół, restauracja… a rodzice???

W sobotę jadę – idę z Nim, obok Niego do pierwszej spowiedzi. Przed chwilą usłyszałem, że warto abym ZROBIŁ z nim rachunek sumienia… Nie wiem tylko jak??? Grzesznik ma rozmawiać z niewinną latoroślą o występkach… Trochę jakbym miał być na haju…

Sz. myśli o „przyjęciu Boga” (Jego słowa), o gościach, kto gdzie będzie siedział (- Będziesz tato blisko?), co będziemy jedli (- Ale ryby są dla ciebie ojciec, ja ich nie lubię!!! Bardzo!), jakie będą prezenty i że: - W poniedziałek nie muszę iść do szkoły…

Wspominam swoją komunię… (nie, nie tym razem…), a potem przychodzą, nachodzą mnie sceny, które się dopiero wydarzą, zdarzą. Na przyjęciu – potem też, większość gości to rodzina mamy Sz. Będzie, więc gra pozorów, miny wymalowane szminką, oczy pełne wiary w tani tusz, ręce wyciągane w geście Piłata…

No będzie sztucznie, no może być kiepsko…, ale wszystko przyozdobimy kwiatami, to w nich się ukryję, w nich będę udawał, że mam kredki…

Moja uwaga musi być skupiona na Sz. Reszta jest tylko, zaledwie resztą, ogryzkiem…

Najważniejszy jest-będzie Sz. Ale będą też Moi: A. i P. z córkami, Waldek – mój brat i mama… Ona przyjedzie jutro, młodszy w sobotę, Oni – jak Bóg da…

Wspominam komunię Weroniki… Nie byłem na niej. Nie chciała mama Sz., więc uciekłem z domu i grałem – bez pozorów – w pokera…

Przegrywać też trzeba umieć… Nie potrafię, nie chcę, nie mogę. Nie chcę już brakującego „waleta”, zapomnianej „damy”, porzuconego „króla”. Chcę wygrać PORZĄDNIE reszt(k)ę mojego trwania… Mojego bycia…

środa, 3 czerwca 2009

list do siebie


…gdy krew spływa wolno zyskuje na wartości, ma swój urok. Krwotok dławi i przeraża, ale słodkie kap-kap to jest dopiero coś! Prawda?

…gdy poznajesz kobietę zachłystujesz się i zapominasz, co przeraża, co dławi i nie pamiętasz o słodkich kroplach, wolnych, powolnych, prawdziwych…


I  Wojaczkowe „Nigdy nie otwierać okna”

nie pisz listów do siebie

kto to widział

pisać listy do zmarłych


I gdy już otworzysz to okno pamiętaj o PRZYPADKU. Bo Przypadkiem Nie Rodzi Się Miłość. Bo Przypadkiem Zachodzi Się Np. W Ciąże.

I jeżeli Drogi Holdenie wierzysz sam sobie, w siebie spójrz przez wizjer: - Tam nikogo nie ma. Na razie. 

,bo...




Świat się nam przygląda i nie życzy źle.
A jeśli jest inaczej to świat mam cały gdzieś.
Bóg nam nie daruje, Bóg dokopie nam,
gdy ktoś z nas zepsuje to, co dał nam sam.
statystyka