wybierałem
ości
segregowałem
pary
ryba
kobieta
wróciłem
jak
pies
do
pierwszego katalogu
kot
leniwie zasłonił jej łono
rybi
łeb leżał u stóp
kiedyś
miał moje oczy
Bóg
raczy wiedzieć
co
jeszcze
było
na błonie
co
prześwietliłem
co
zgubiłem
czego
potrzebowałem
nie
wszystko odłożyłem
na
później
zacząłem
karmić ptaki
twoim
śniadaniem
wysiłkiem
migawki
stałem
się dobrym
dla
klucza
na
niebie
zupełnie
bez związku
rozlałem
kawę
na
mokrym papierze podbrzusza
paluchem
odnowiłem
dawne wędrówki
gdyby
nie dopadła mnie
melancholia
może
stworzyłbym dzieło sztuki