poniedziałek, 28 czerwca 2010

wciąż


Gdy milczę, to krzyczę. Gdy krzyczę, to milczę…
Mało mnie tutaj. Mógłbym codziennie wylewać żale i żółć, albo odświeżać poezję i popełniać nowe wierszydła. Mógłbym też pić wódkę i pisać, co mi procenty podpowiadają. Mógłbym łaskawie prosić o troskę tak wielu Dam, odwiedzających to miejsce. Mógłbym być obłudnikiem…
Staram się więcej myśleć. Mniej pisać do Was, więcej do środka, do siebie.
Staram się uciec przed samotnością. Ganiam z aparatem za kobietami (na obrazku E.), łykam tony tabletek na ból życia. Czuję się fizycznie podle, psychicznie nieokreślenie.
Jutro wczesny poranek i w drogę. Najpierw w stronę Wrocławia, potem w stronę Gdańska. Jadę do Stasia. Postaram się odnaleźć. 

czwartek, 24 czerwca 2010

koniec i początek


Koniec szkoły. Początek wakacji.
Szymon wyjeżdża z mamą, ciotkami i wujkami do Chorwacji.
Pam (na obrazku), moja ulubiona dziewczyna ze zdjęć i do zdjęć, wyprowadza się do Torunia. Zostaję tu sam. Za kilka dni na kilkadziesiąt godzin pojadę do Stasia. Awansował w hierarchii, porobię zdjęcia, pogadam, połażę, popłaczę, popiję, pojadę.
Dwa tygodnie bez Szymona będą trudne. Co by nie powiedzieć o jego mamie, ale mam czasami do kogo gębę otworzyć, teraz będzie chicho. Żadnych kłótni, napomnień, radości.
Dostaję szałuuuuu.
Jeżeli nie znajdę kobiety, która będzie tolerowała moje dziwactwa, przerzucę się na związki homoseksualne… Ok., głupi żart.
Ale ta paskudna samotność uwiera jak nowo kupiona para butów. Niby ładne, ale obcierają. Pięty krwawią. Bąble sączą limfą. Oczywiście można się przyzwyczaić. Rozchodzić samotność, przylepić plaster na serce i wszystko oblać wodą. Na oczyszczenie.
Nie stać mnie na nowe buty. Stać mnie na miłość. 

poniedziałek, 21 czerwca 2010

z choroby


Nie potrafię się pozbyć pogrypowego zmęczenia. Boli, strzyka i jakby było mnie pół. Jakby nie było mnie wcale.
Zasypiam na stojąco, ale zasnąć nie mogę. Gdy ktoś do mnie mówi, nie słyszę nic. Gdy skończy, czuję spokój. Rozdrażniony, podrażniony.
Ma. wpadła na badania, na godzin kilka. Wyniki są dobre, a tony ubrań z suszarki – dzięki niej – lądują na półkach i wieszakach. Cicho dziękuję, cicho zazdroszczę jej wigoru. Zaraz rusza do Szczecina, a ja ruszam na fotel.
Wtulam się z kubkiem kawy i tępo oglądam mecze.
Zwykle wrzeszczę na zawodników, bo jestem najlepszym trenerem, zwykle daję czerwoną kartkę sędziemu, a teraz obojętnie patrzę na kopaczy i marudzę nad swoim życiem z podwyższoną temperaturą.
Marzę o namiocie, jeziorze, rybach, ognisku, świętym spokoju.

piątek, 18 czerwca 2010

Stasiowi, na jutro. Na urodziny.


pytałeś o doświadczenia
bydlaka
odczuwałeś niewiedzę
pytałeś o reguły
dna
uwolniłeś słowa z kokonu
pytałeś o przyjaciół
porzuconych
przytuliłem się do nogawki

każdą rzecz można wytłumaczyć
każdą można przemilczeć
nie każdą zrozumieć

ożywiłeś kamień
schowany w kieszeni Boga
mogę stanąć obok?
już
nie jesteśmy sami 

środa, 16 czerwca 2010

punkt krytyczny


Niebiesko-białe gęby chmur zaglądają do pokoju, w którym siedzę od kilku dni. Z gorączką, katarem, bólem tego i owego. Jestem mężczyzną, a więc stan krytyczny…
Dobrze, że nikogo tu nie ma. Bo jestem niemiły, wstrętny, zgorzkniały, wredny. Gadam z telewizorem. Opieprzam autorów książek napoczętych. Myślę, że ktoś mógłby tutaj posprzątać, ale gość z lustra powtarza: ­- jutro.
Wszystko ma być jutro. Ze wszystkim czekam, tak wiele rzeczy przekładam. Patrzę na swoje ciało i jestem zawiedziony (a miałem zacząć biegać). Spoglądam na kalendarze, nie przewracam kartek. Stoję w miejscu. Nie mam pomysłu na dalej. Zbyt długo to trwa. Zrobiłem – przez ostatnie dwa lata - sporo dla siebie, ale czuję, że osiągnąłem punkt krytyczny.
Nie znam odpowiedzi na pytania komornika. Nie znam odpowiedzi na żadne z pytań, które zadaje sobie sam. Mógłbym zapić te wątpliwości wódką lub winem, ale fundusze wyparowały, a ponadto doszedłem do prostego wniosku (chociaż krzyknąłem; eureka!), że wieczorne picie jest pozbawione sensu. Ranek budzi jeszcze więcej pytań.
Relacje z byłą znowu w gruzach. Relacje z Szymonem za rzadkie. Relacje z samym sobą – żadne.
Mam w dupie małe miasteczka i głosy, że się znowu użalam się nad sobą.
Rzadziej zaglądam na bloga, aby nabrać dystans, aby złapać oddech. Szukam realnych przyjaciół i rzeczywistych rozwiązań. Kiepsko mi to wychodzi, ale jestem pewien, że powinienem ZDECYDOWAĆ O PRZYSZŁOŚCI. Nie potrafię już dalej z dnia na dzień, aby do przodu i jakoś to będzie.
Chcę:
- mieć możliwość spłaty długów,
- poznać kobietę, której nie skrzywdzę i nie zostanę skrzywdzony,
- zostać (jeszcze raz) ojcem,
- przestać się bać o jutro.
Chcę zacząć żyć. Chcę być komuś potrzebny! Chcę… 

niedziela, 13 czerwca 2010

krótko


pan pozna Panią
Pani nie pozna pana
pan patrzy
w lustro
nie szuka rymów
porzuca bieliznę
pluje w twarz
i pije pan do Pana
niebo ma kaca 

sobota, 12 czerwca 2010

My


Byliśmy z Szymonem w lesie, na wsi, nad jeziorem. Sąsiadka zaprosiła nas na działkę. Kilka godzin wypoczynku, łażenia, rozmów.
Kilka starszych osób wróżących mi przyszłość wśród okolicznych piękności. To prawda, że jedna z wymienionych kandydatek fascynuje mnie od miesięcy. Ale fascynacja prowadzi mnie zazwyczaj do bezsenności, więc uciąłem wątek szybko, lecz bardzo niepoprawnie…
Szymon latał, czuł powiew wiosny.
Dzisiaj chłodnej. Ciepło – zimno i moje gardło wysiadło. Znowu. Papierosy smakują mniej, a tabletki działają krótkoterminowo.
Szymon, bez blokady w gardle, zagaduje mnie opowieściami z Gwiezdnych Wojen i Władcy Pierścieni. Nuci pieśń Krasnoludów i snuje plany na wakacje i najbliższe weekendy. Nie jestem w stanie odpowiadać, ale to go nie martwi, bo zdaje się, że moje milczenie przyjmuje jako wyraz aprobaty. I tak jest, bo nie ma piękniejszych chwil od tych, gdy jest obok mnie. 

piątek, 11 czerwca 2010

złość



Prokuratura Rejonowa Poznań – Grunwald postanowiła „o umorzeniu dochodzenia w sprawie kradzieży torby ze sprzętem fotograficznym… wobec niewykrycia sprawcy”.
Spodziewałem się takiego finału, ale jak można wykryć sprawcę-ów,
  1. gdy policja nie pojawia się na miejscu przestępstwa,
  2. przesłuchuje mnie po prawie trzech godzinach w 22 minuty,
  3. modelkę zaproszono na komisariat po ośmiu dniach,
  4. nie przesłuchano opisanych przeze mnie gówniarzy, których goniłem w tej cholernej starej kamienicy,
  5. nie pokazano mi zdjęć, a podobno – jak stwierdził przesłuchujący – na tej ulicy, co drugi ma kartotekę,
  6. policjant po kradzieży odezwał się do mnie RAZ. Rozmowa telefoniczna trwała dwie minuty, bo miały być kolejne. Nie było.
  7. prokuratura umorzyła dochodzenie, ale mnie nie przesłuchała.

Mógłbym mnożyć pytania, ale po co? Musiałem się wygadać…
Boli tylko to, że codziennie śmieją się ze mnie gówniarze, wołając – Zrób mi zdjęcie! A zapomniałem… ty już nie masz k… czym haaaaaaaaaaa.
Dzisiaj do grona szyderców dołączyła policja i prokuratura.
To moje czwarte umorzenie. Po włamaniu do mieszkania, kradzieży telefonu i portfela w pociągu. Wtedy wydawało mi się, że KTOŚ się starał wyjaśnić sprawę, teraz czuję się zrobiony w trąbę. Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba.

czwartek, 10 czerwca 2010

chłopcy


Jeszcze jeden stopień więcej i zwariuję! Zbyt ciepło. Szymon padł na łóżko i orzeka – Nic mi się nie chcę. Ja padłem na krzesło i piszę ­– Dajcie mi grudzień.
Szymon zasnął. Czeka sennie na mamę. Pobudzam się kawą. Na nikogo nie czekam.
Po cichu planowaliśmy dzisiaj wspólny wypad nad jezioro, pod namiot, na ryby, na ogniska. Może tutaj, może na Kaszuby. Jeżeli tam, to Szymon zapewnie pozna Ignacego (na obrazku i tam).
Jeżeli tutaj… To wiem, gdzie najpiękniejsze kobiety Poznania jeżdżą kąpać się nago tuż po zmroku… Podglądacz! – słyszę syk oburzenia. A ja odsykuję: - Koneser.
Jutro nigdzie nie jadę. Żadnych pociągów, autobusów. Powędruję palcem po mapie do lipcowych wspólnych, wolnych chwil z moim Synem. 

wtorek, 8 czerwca 2010

opis


lubię ekspedientkę w monopolowym
mogłaby
rozłożyć przede mną
albumy ze zdjęciami
zdjąć
ze ścian fotografie przodków
włożyć
moją gębę do portfela

kocham się w pani
z kiosku z gazetami
nie czytam burdy
ona kładzie ją
na krześle
na którym siada zmęczona
proszę o ten egzemplarz

marzę o dziewczynie z peronu 4a
patrzy
gdy spalam w popłochu
czerwonego winstona
nie wsiada do przedziału
śmierdzę tytoniem

kocham się z panią z telewizji
podaje swój numer telefonu
nie dzwonię
boję się zajętej linii


Wróciłem z dworca
oglądam telewizję
piję wino
siedzę na burdzie 

poniedziałek, 7 czerwca 2010

intensywność



Niedziela, 17. 31 – przeszyło mnie zmęczenie, tak wielkie, tak silne, że padłem i spałem jedenaście godzin. Intensywność wcześniejszych zdarzeń.
Najpierw piątkowa podróż, nocne rozmowy ze Stasiem. A w sobotę dzień zdjęciowy, ale wyjątkowy.
Pstrykałem uroczystość prymicyjną, czyli pierwszą indywidualną mszę wyświęconego księdza. Dawid (na obrazku) ma 25 lat, piękny głos. Śpiewa jak anioł, a mszę odprawił jak rutyniarz. Płakali rodzice, krewni i ja.
Wzruszenie dosięgło mnie dwa razy. Najpierw, gdy Stasiu wygłosił homilię, a potem gdy Dawid dziękował mojemu przyjacielowi.
Byłem w ciągu, więc pstrykałem dalej. Tym razem Gosi i jej Synowi. Dwa zdjęcia Pięknej Pani tutaj.
Potem wódka, oglądanie żużla, kilkadziesiąt minut snu i w pekaes. Pojechałem do Szymona i marudząc jak bardzo jestem senny usiadłem do komputera. Chciałem coś napisać, odpisać, przeczytać, wyczytać, obrobić, nadrobić. Nie dało się.
Dzisiaj znowu ruszyłem w trasę. Wolę wiosenny deszcz od słońca, dlatego słucham płyty „Chris Botti In Boston”…i marzę, bym przestał zasypiać sam…

sobota, 5 czerwca 2010

w drodze



Odwołane pociągi, kierowcy bezradnie rozkładający ręce, autobusy pełne potu i wiosennych kobiet. Opuszczone perony, mężczyźni walczący z zawartością butelek i własnymi słabościami. Konduktorzy w rozdartych koszulach i panie uroczo zaspane, przebudzone prośbą: - Proszę przygotować bilet do kontroli.
Przejechałem wczoraj setki kilometrów rozdrażniony nieprzewidywalnością. Zamiast pięciu godzin - dziewięć. Najpierw wściekły i głodny, potem tylko głodny. Śmiałem się i wyciągnąłem aparat. Bo… droga jest ważna, a nie cel…
Potem radość z malarskiego zachodu słońca, potem pianie do równie pięknego wschodu. Jestem w trasie, transie, odjeździe, objeździe, wyjeździe. Pracuję i odpoczywam. Słucham i gadam. Piszę i czytam. Pstrykam i zmykam…

środa, 2 czerwca 2010

zabawy


Zabawa wodą, światłem, nadzieją i pragnieniami trwa.
Przesłałem mojemu poniedziałkowemu nauczycielowi kilka prac. Z kilku wskazał kilka i kazał szukać, samodzielnie. On ma inne sprawy, inne kraje. Nakazał, więc zabawę. A tej potrzebuję. Od głośnej muzyki, po wino, po czytanie wierszy na głos.
I to wszystko doprawione wiarą, że może być normalnie.
Pewnego, zaszłego dnia kobieta dojrzała i mądra, zapytała mnie co znaczy, że chcesz normalnie?
Odpowiedź zawsze jest ta sama. Zaczerpnięta z dzieciństwa i towarzyszy mi przez całe dorosłe życie: - NORMALNIE JEST WTEDY, GDY SIĘ NIE BOJĘ. Nie cierpię strachu.
A to on jest moim wiernym towarzyszem. Odpędzam go, ale on wraca.
Teraz jest tuż za rogiem, ale uciekam mu prostą do zabawy. 

wtorek, 1 czerwca 2010

zaczynasz


Pozbierałem, to co od kilku tygodni leżało. Pranie, zwątpienie, zaległe telefony.
Rozpędziłem się i leciałem. Trochę w tym improwizacji, trochę manipulacji, trochę planowania. Przyprawiłem swój lot hasłem: Zaczynasz!
Słowo jest pojemne, niczego nie kończy na zawsze, ale jako wskazówka-napomnienie, zachęta brzmi poprawnie i ma w sobie nutkę nadziei.
Zacząłem, więc segregować rzeczy ważne i błahe. Na śmietniku wylądowały odpady zwątpienia i ostatnich trosk.
Dwie godziny przegadałem ze znanym polskim fotografikiem. Człowiekiem, który doświadczeniem zjada mnie na śniadanie, ale przede wszystkim mężczyzną, który nie jest bufonem. Zamiast oceny moich prac powiedział, czego powinienem unikać, w co się bawić, jak żyć fotografią.
Spotkało mnie też dobre słowo, że „mam to coś”. Za te słowa chciałem wypić z nim wódkę, ale on wolał skupić się na moich dłoniach i stopach. 50 zdjęć i gimnastyki. Mi wskazał zabawę wodą. Tak też zrobiłem (na załączonym obrazku).
On poszedł, a ja bawię się dalej. 
statystyka