niedziela, 3 maja 2009

ZŁY

… jestem wściekły, zły, zły, zły. Wróciłem z meczu, którego nie można nie było wygrać. A padł remis. Zastanawiałem się 48 godzin czy wydać pieniądze na spotkanie Lecha i co? Złoooo! 

Nastawiłem się, nakręciłem na ten mecz, bo od samego rana byłem źle nastawiony do wiosny, do listów, do kościoła, do telefonów, do jedzenia, do książek, do filmów, do muzyki i… liczyłem, że ten mecz coś zmieni. Nie chciałem siedzieć w domu i np. napić się. Chciałem inaczej. Ruszyłem „w miasto”. Kilka godzin łażenia, a potem patrzenia NA NIC i nic. Źle. W piłce. Źle. W życiu. I jeszcze to słońce na stadionie, głowa mi pęka, a oni zagrali, tak jakby znali moje życie (sic!- ale banał); FATALNIE. 

A wtedy ratuje mnie tylko poezja. Ich. Moja. Wszelaka.


Autoportret

Często za często pozdrawiam, ozdrawiam

z biegiem się nudzę, po w czasie dostrzegam długonogą

kobietę na przystanku na drugiej stronie mojego okna

i wiercę coś w brzuchu, często przy uchu wiersze do szuflady

a kiedy wpada spocony reporter, niosąc kaganek zbrodni

na pierwszą stronę

śmierdzę gorzej od niego i wlewam lód do wódki, mieszam szklanką

odprężam się i przeklinam złe zdjęcia w półmroku oglądane na jutro

i często za często potem zwracam i wracam

do szkolnej łazienki z dziurą na bidet i inny architektoniczny plan

to wszystko odlewam w gipsie złamanej kończyny na boisku

wtrzydziestejpierwszej minucie meczu o żadną stawkę

a oni to dają na okładkę, bo nie mają nic lepszego, nic bardziej

krwawego

2003 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

statystyka