niedziela, 10 maja 2009

WSTYD

…bałem się dzisiaj spojrzeń mojego Syna. Jego pytań. A jego monologi zamieniałem tylko w sztuczne dialogi. Nie będę majaczył, ale w pewnym momencie dnia, chciałem, aby już wrócił do swojej mamy…

Moje okropne, anemiczne nastawienie do życia obudziło się w nocy. Podpatrywałem Sz. jak śpi i rozczulałem się nad sobą, a potem cicho mówiłem: - Ty gnoju, skończony idioto, prze-srałeś życie! Nawet ojcem jesteś tylko niedzielnym!

Zasnąłem na kwadrans i znowu litania biczowania. Gdy tak zmęczony musiałem wreszcie rano wstać, to już wiedziałem! Ten dzień będzie podobny do nocy.

W kościele nie przyszło otrzeźwienie. Tępe wypatrywanie kobiet i ukradkiem spoglądanie na zegarek. – Kończ! – syczałem.

Wstyd mi! Ale nie znajduję siły na danie sobie w twarz po raz setny…

Dawno nie było mi tak tępo. Szukałem wierszy dla Sz. na konkurs recytatorski, ale temat „O rodzinie” jeszcze bardziej mnie pogłębiał. Szukałem naszych wspólnych zajęć, ale kompletnie nic się nie układało. Żadne puzzle nie pasowały do siebie. Piątek był wspaniały, sobota także, a dzisiaj  s p i e p r z y ł e m  wspólne, wykradane przecież przeze mnie, godziny.

I jeszcze na koniec, na uwieńczenie tego chorego dnia, starłem się z byłą żoną. I czuję się jak śmieć, jakbym bezpowrotnie utracił chęć do życia.

I jeszcze Wojaczek mnie dopada:

Była potrzeba życia, była śmierci potrzeba.

Była potrzeba wiersza, potrzeba miłości.

Była potrzeba Ciebie i Królową Polski

Nazywałem Cię wtedy na użytek wiersza.

Była potrzeba wódki i potrzeba śliny.

I piłem i zarówno smakowałem mydliny.

I gdy oszukiwałem na użytek potrzeby

Życia, z oszustwem zaraz rósł rachunek śmierci.


(BYŁA POTRZEBA, Rafał Wojaczek, 1969)

3 komentarze:

statystyka