poniedziałek, 15 czerwca 2009

Ostatni dzwonek

… rocznica. Zła. Mojego upadku. Dokładnie rok temu zbankrutowałem zawodowo ostatecznie. Od tego dnia już nic nie jest takie same. Jeden idiotyczny numer przekreślił (ja-przekreśliłem), to co budowałem przez osiemnaście lat… Zamiast wieku dojrzałego zyskałem wiek starczy. Jeden telefon, jeden esemes i… upadek. Dno, w którym leżę do dzisiaj.

Przez ten rok… Nie! Nie chcę go podsumowywać! Zostałem w domu, nie chcę dzisiaj nikogo widzieć, bo moja twarz nadal jest blada ze wstydu i upokorzenia…

Wielu biegnie czas dalej, a mnie jakby się zatrzymał, jakby mnie dusił w ubiegłorocznych próbach samobójczych, w skrywanych łzach i mokrych poduszkach…

Spędzane w samotności dni powszednie i świąteczne – do tego przywykłem, ale nie leży mi mój stan, nie cierpię go i nie znoszę! Wydaję mi się (może głupio), że jeszcze tyle bym mógł, że jeszcze tyle potrafię… Tak wierzę w siebie! Ale kto wierzy mi, we mnie? Kto? Jestem potępiony i zhańbiony. To nie skaza – to blizny, które nie chcą się goić, które nadal się paprzą…

Przez ten rok wysłałem tysiące listów motywacyjnych, kopie życiorysu niczym jesienne liście spadały na wielu biurkach. Dzwoniłem do ludzi, których stworzyłem zawodowo, do których wyciągałem rękę i których kryłem przed bonzami… I? I nic. Ja nie istnieje! Mnie nie ma! Moje nazwisko nie otwiera już żadnych drzwi, moje umiejętności są cenione, ale nazywają mnie idiotą, wariatem, głupkiem. Wiele opinii na swój temat, które wyczytałem i usłyszałem są oszalałe jak pragnienie hieny, ale są i takie, z którymi się zgadzam, za które dziękuję…

Gdyby nie mój Syn moje bycie nie miałoby sensu, dlatego tak długo chciałem być – mieszkać z Nim. Ale było za ciężko, było fatalnie – głównie dla Jego mamy, później i dla mnie…

Nie wiem, co i jak dalej. Rok temu pisałem setny w swoim życiu list pożegnalny, ten ma być… witalny… Tylko jak, gdzie, kiedy?

14 komentarzy:

  1. wierzę w Ciebie , nie wiem co się stało , ale wierzę ...
    każdy zasługuje na szansę

    OdpowiedzUsuń
  2. Holden!
    spokojnie :-)
    ja na Twoim miejscu spróbowałabym rozumować jak zwierzę. one zaczynaja się bać dopiero wtedy, gdy ich fizyczna egzystencja jest w realny sposób zagrożona. Twoja nie jest. nie ośmielę się udzielać Ci rad, bo nic nie wiem, niewiele potarafię... mówię tylko, czego ja próbowałabym się trzymać, gdybym była Tobą.

    pozdrawiam ciepł :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. http://www.youtube.com/watch?v=L2L9IKVe9LA

    Głowa do góry! Ja wierzę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Drogie Panie - dziękuję,
    postaram się w Was się wsłuchiwać:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Człowieku! zobacz ile masz wsparcia. A i tak pewnie nie o wszystkich wiesz.

    Wiem o czym piszesz.
    Ale pewnego dnia wszystko się odmienia, a przynajmniej stwarza się ku temu okazja.
    Wiem o czym piszę :)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Pumo - ja wciąż wierzę, że się odmieni, że się stworzy!!! Bardzo. Tylko kiedy, jak, gdzie????

    OdpowiedzUsuń
  7. Napisz do mnie, może pomogę. Albo się wygłupię. Ale co mi tam. Nie, nie jestem wariatką ;P

    OdpowiedzUsuń

statystyka