niedziela, 7 czerwca 2009

On, Tylko On.

…na koniec dnia dałem Sz. zegarek, który miałem 30 lat. Kupiłem go dzień po moim przyjęciu do komunii… Gdy babcia dawała mi wtedy czasomierz mojego zmarłego miesiąc wcześniej dziadka, rozpłakałem się i powiedziałem piskliwie: - Nieeeeeeeeeeee. Szymon zareagował, dzięki Bogu, inaczej: - Tatusiu naprawdę??? Dziękuję! Mój zegarek jest Jego, mój czas jest dla Niego.

Był teatrzyk udawania, był problem min i oczu… ale ten dzień BYŁ jednak DNIEM SZYMONA. Jego przyjęcie. Mama Sz. wiele zrobiła, abym śmiało mógł Jej powiedzieć: - Dziękuję. Było wzruszająco, pokoleniowo cudnie…

Ale On to przeżywał (!), był Królem tego dnia. Ja po swoim przyjęciu ze zdjęć wydrapywałem żyletką twarz ojca, On cały dzień szukał mojej… dziękuję Synu. Składam Ci dziękczynnie moje życie…

Robiłem, głównie, zdjęcia – nie szukałem udawanych rozmów, raczej rżałem z pogłosów tłumionych w ocenach, fraszkach i bujdach…

Zrobiłem Sz. COŚ od siebie – kolaż Jego zdjęć z ostatnich tygodni – taki mój prezent zagubiony w fajnych, lecz forsiastych podarkach…

Dawno tak nie czułem pragnienia Rodziny. Dawno nie pragnąłem zatrzymania czasu – dzieliłem procenty szczęścia…

Sz. JESTEŚ WSPANIAŁYM SYNEM. Postaram się nie– spieprzyć– bycia Ojcem.

Chciałbym dzisiaj uciec. Zmienić wszystko i powiedzieć: przepraszam-dziękuję. Ale nie byłbym sobą, gdybym na koniec dnia nie powiedział do mojego przyjaciela Stasia (jest księdzem) – przestań pier-do-lić. Ksiądz, który mówi o wielkich obrazach w chwilach, gdy tyle osób udaje swoje bycie jest obłudne… ale ksiądz po swojemu, a ja mojemu…

TO BYŁ (dzięki Bogu) WIELKI DZIEŃ!

3 komentarze:

statystyka