piątek, 5 czerwca 2009

Czy ja się czerwienię?

…no umieram… no przeziębiony jestem… no katar mam… no facetem jestem…

I to teraz! przed przyjęciem… no zrzędzę, marudzę i wszystkie słowa skubię. Wydzieram je z ust dworcowych kochanków, ulicznych kloszardów, podstarzałych dewotek. Mój durszlak jest trochę sączony przez rdzę, więc łapię najpierw sylaby, a potem protestuję, że pauzy są złe, kalekie, źle stawiane…

Przyjechała mama, jest Szymon. Dużo łażenia, sporo biegania, wiele miejsc, setki ludzi do połknięcia…

Dobrze, że nie jestem dzisiaj sam. Użalałbym się do poduszki i słuchawki telefonu. Cedziłbym tylko marudne kręciołki J. i do lustra. A tak w potrzebie przygotowań muszę się trzymać pionu i choć nie chciało mi się wcale, nawet na zdjęcia poszliśmy w miasto, nawet oblicze J. pokazałem mamie… Sza, cicho, sza… wzrok ląduję na moich okularach, oczy mrużę z zagubienia.

Czy ja się czerwienię? Czy to jednak temperatura? Tylko czego – emocji, uczuć, wirusa, polopiryny S?

Widzę ostatnie ziewanie słońca, pierwsze przytulania sąsiadów i ich dzieci. Widzę też siebie, odmienionego – zaczerwionego.

Jeżeli ktoś dostrzega we mnie chaos słów, to uspakajam: poza przeziębieniem – byłem dzisiaj na słowobraniu… 

5 komentarzy:

statystyka