piątek, 4 lutego 2011

patrząc


Uczymy się siebie.
Spójrz na mnie. Co widzisz, synu?
Tatę, kochanego.
Wysil się. Bez poezji i komplementów.
Jednak on patrzy sercem. Gubi się w przymiotnikach, żongluję czasownikami.
Zamieniamy się. Jest mi trudniej. Klęska miłości.
Bierzemy aparaty. Zadanie to samo, efekty różne.
Palę papierosa, ledwie widać moją twarz. Co widzisz? Tatę w kłębach! I? Widzę drzewo ze sporą koroną.
Szymon zasłania się książką. A ja, to co? Chowasz się za literaturą, spryciarzu. I? Jesteś zagadką, jak słowa.
Potem widzimy ryby, sowy, horyzont, gniew, radość. Widzimy miłość.
Patrząc przez okno Szymon zamienia ptaki w czarodziejskie nimfy i statki kosmiczne. Patrzę na niego, szturcham, aby się posunął. Teraz świat za oknem jest tylko nasz. Dzisiaj zmienił się ze sto razy.

6 komentarzy:

  1. Jest syn, aparaty i kochany tata. Miło.
    Takie mam wrażenie.
    Napisz do mnie Brachu.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No i fajnie, że tak na siebie patrzycie :)Trzymajcie tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hold On! Jesteś poetą. Obaj jesteście. Bo widzisz, ja nie zawsze zauważam poezję. Nawet wtedy, gdy kopie mnie w zadek. A tu widzę. Przez moment czuję się uzdrowiony. Później wyruszam na wędrówkę. Do momentu, aż zdam sobie sprawę, że nie widzę.

    OdpowiedzUsuń

statystyka