...nie chcę i nie będę się tłumaczył, co ja tu robię, przedstawiał, kłaniał, wyjaśniał… Gdzieś tam, jakoś tam musiałem zamknąć (dzisiaj) bloga, który był dla mnie wytchnieniem, rozsądną drogą odpoczywania, ucieczki.
Ale koniec. Wprowadzenie jest zbędne, zbyteczne. Bo zagrożenie mi przez matkę mojego kochanego syna SZ. "końcem WIDZENIA. SPOTYKANIA": spowodowało impulsywne kliknięcie „usuń”. Pytanie: skąd wiedziała, ma taki sam sens, jak zawodzenie wieczorem do księżyca.
Spędzam dzisiaj chwilę z mamą. Spędzałem z Sz. i jakoś uciekam do poezji, którą od lat spisuję niczym obieranie ziemniaków: nierównie, często, niezgrabnie, lekko, ciężko, ulotnie, na trzeźwo, po głębszym, nago, pod parasolem, świątecznie, niedzielnie…
Rozstanie
a gdyby tak zapytać ją o wczoraj a może lepiej jeszcze
o przedwczoraj
zwierzenia czy tylko krzyk w milczeniu ukryty
mogę podjąć jeszcze jedną próbę odkrycia pierwszej nocy
wtedy gdy centymetry jej ciała zdawały się być
pewnym przebojem na wiele lat
a gdyby tak zapytać ją o brak masła na śniadanie
i od tej chwili uczynnić ją winną za brak światła w moim gabinecie
kiedy tam siadam
w półmroku skulony spluwam na chodnik
jak na całą przeszłość naszego małżeństwa
jeśli pyta o przyczynę plam mówię
o moim głodzie o jej roztargnieniu
i że suchego chleba nie zwykłem jadać
a gdyby tak zapytać ją o moje skarpety te porozrzucane
te pod fotelem i łóżkiem i te zaginione przez osiem lat wspólnego
prania w jednej i tej samej pralce
czy ta próba coś da czy odnajdą się
granatowe i te z napisem adidas
a dzieci
już dawno zasnęły bez kolacji
2006
Ładny ten wiersz.Jest w nim chyba jeszcze nadzieja na wspólne pranie, na brak masła.
OdpowiedzUsuńA może tylko mi tak się wydaje...
wiersz napisałem ponad trzy lata temu :)
OdpowiedzUsuńdzisiaj nadziei nawet nie chcę
Mówię o czasie, w którym go pisałeś:P
OdpowiedzUsuń