czwartek, 29 lipca 2010

tak




Tak, jestem w permanentnej depresji. Nie radzę sobie. Właśnie kończy się najgorszy urlop. Nie starcza na chleb, starcza na papierosy. Nie wierzę w jutro, nie chcę uwierzyć we wczoraj.
Litania utyskiwań jest – jak zwykle – długa. Ale ściana, przed którą stanąłem jest ze szkła. Widzę przez nią innych. Mlaskam jęzorem, pozdrawiam znajomych. Nikt nie słyszy, nikt nie widzi. Lustro weneckie?
Gdyby nie Szymon całymi dniami leżałbym w łóżku i wył do sufitu. A on wyrywa mnie do kuchni, łazienki, parku. Są więc obiadki, pranie i rolki, i rower. Pociąga mnie za sznurki i jakoś funkcjonuję.
A gdy pojedzie, gdy wyjedzie kimkolwiek będę – będę sobie sam sobą…

sobota, 24 lipca 2010

w deszczu


Lało w nocy, nie ustępowało w dzień. Teraz chwila przerwy, odpoczynku. Szymon znudzony siedzeniem w domu obstawia książki armią ołowianych żołnierzyków. Mnie denerwują czarne ludziki. To fraza z Pidżamy Porno. Słucham na siłę, dla siły. Dla otuchy, dla buntu, bo każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje…
Ale
Nie jestem tym który zwątpił
I tchórzem, co się podał
Nie jestem buntownikiem, choć niewiele mi się tu
podoba
Już krzyczy głowa

Z tego krzyku zrodziła się mała rewolucja. Postanowiłem, że Drzazgach nie będę publikował zdjęć dziewczyn. Mają już wiele moich miejsc w sieci. Będzie inaczej. Publicystycznie. Od dzisiaj.
Stęsknionych kobiecych wdzięków odsyłam do ogólnodostępnego portfolia, które co pewien czas będę aktualizował. A może jeszcze coś wymyślę… zanim dzień stąd odleci na chmurze…

piątek, 23 lipca 2010

minęło


Szymon wypatruje lepszych dni. Patrzymy w tym samym kierunku, pozostawiając nieudane dni za sobą. Pierwszy tydzień urlopu wypadł kiepsko. Był niepotrzebny.
Tak musiało być? Tak było. Minęło.
Jeszcze trochę, jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie.
Gadamy o tym, co jutro, zapominamy wczoraj. Szymon dojrzalej patrzy w przyszłość. Znajduje recepty na emocje. Łazimy, pstrykamy, czytamy, oglądamy.
Dzisiaj podczas wędrówki pewna dziewczynka zapytała mamę: - Znajdziesz w końcu mi tatę? Mama westchnęła i odrzekła: - Musisz pomóc.
Mój syn pomaga odnaleźć mi spokój. 

piątek, 16 lipca 2010

urlop i do Jarocina


Nabrałem (trochę) dystansu. Do siebie, do Was. Znowu zacznę czytać, odwiedzać, komentować… Nawet zabiorę Was na urlop. A ten zaczął się dzisiaj.
Szymon nad-pod Grunwaldem. Walczy z kolegami. Mówi, że jest bosko.
Wszedłem dzisiaj do wody i także mi było nieziemsko (na obrazku B.).
A jutro – w prezencie od Waldka – wybieram się na festiwal w Jarocinie. Będą Muchy, Pogodno, TSA  i przede wszystkim Pidżama Porno.
Wrócimy w niedzielę nad ranem, a wtedy czekam powrotu syna i ruszamy na Kaszuby. Na zdjęcia, na ryby, nad wodę, po odpoczynek, po pracę… 

piątek, 9 lipca 2010

dystans


Wszystko ma swój czas. Siedzenie przed komputerem. Utyskiwanie, pokazywanie radości i smutków.
Teraz jest czas nabierania dystansu. Do ludzi, wydarzeń, okoliczności.
Kolekcjonuję rzeczywistość, która mnie otacza, która boli i śmieszy, która jest na dotyk.
Wiem, że czytelnicy tego bloga są prawdziwi. Z krwi i kości. Z łez i potu. Z gniewu i radości. Ale mam zbyt często trudności z rozszyfrowaniem półprawd, kłamstw i zwodzeń. Mam też problem z dostrzeżeniem siebie w tym co widzę i czytam. Dlatego jestem tu rzadko, dlatego wybieram czytanie książek i robienie zdjęć (powyżej J.).
Szymon wrócił dzisiaj z Chorwacji. Zaraz zbieram się w sobie i ruszam do niego. Zaraz minie tydzień i czeka mnie urlop. Z synem. Pod namiotem, pod błękitnym niebem, na Kaszubach i tu gdzieś blisko. Zasłużyłem na odpoczynek. Zmęczyła mnie ta gonitwa i ciągłe szukanie…

niedziela, 4 lipca 2010

koncert


Jutro będzie futro albo skórka od banana. Pośliznę się lub zaszaleję w rozkoszy niewiadomej. Jutro będzie kolejny rok z trójką z przodu w kalendarzu, jutro będą samotne urodziny, ostatnie przed czterdziestką.
Czas bym przeżył kryzys wieku średniego. Zakochał się, rozkochał, wykochał…
Czas bym złożył sobie – jak na bufona przystało – życzenia.
Będą śmiałe, ale krótkie. Dłuższą wersję wysłałem poleconym do nieba.
Po pierwsze, drugie, a i trzecie – chcę, aby ktoś zapisał mi spadek. Taki na spłatę długów i zakup nowego sprzętu foto, a oto pozostałe widzimisię:
- chciałbym spotkać się z moją córką, pogodzić się z pokłóconymi, napić whisky ze Stingiem, zrobić akt mojej byłej żonie, dostać list od Mendozy (po hiszpańsku, abym miał zagwozdkę), mieć taki fart jak Masłowska i aby mój syn, zawsze był ze mnie dumny.
A dzisiaj sprawiłem sobie prezent wyjątkowy i obfociłem śliczną (nomen omen) Weronikę, którą uczyniłem patronem tego koncertu życzeń…

czwartek, 1 lipca 2010

walka




Zwalczam w sobie przeszłość. Przegrywam. Czasami pachnie to dezercją, czasami bezsilnością. Czasami nie szukam odpowiedzi. Łzy pojawiają się same. Nie ukrywam ich, wymyślam uczulenie na bezradność.
Uwikłałem się w swoich zmaganiach. Traktuję życie jak szaleniec. Nie potrafię odpoczywać, bo czuję blokadę w gardle, czuję kłucie w klatce. Biegam, ścigam się ze samym sobą. Próbuję kogoś dogonić, coś uchwycić, kogoś złapać. Wieczorami albo tabletki lub procenty, aby zasnąć, aby zapomnieć, aby nie myśleć… A potem rzygam jak kot na jestestwo, na obraz w lustrze, na utraconą miłość i wszystko… zawiłość.
Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia – i co mi z tego, dla kogo – czasami dojrzewam, że już nie dla mnie. Wszystko zastępczość, wszystko jak foliowa reklamówka. Na chwilę, na czas jakiś…na śmietnik.
Nie mogę odnaleźć sensu w tym co robię, nie potrafię uchwycić radości chwili. Dawanie w mordę nie skutkuje, dawanie mi czułości jest ułomne, bo niedoskonałe, nierzeczywiste, nienamacalne, nieprawdziwe.
Wszystko jest kwestią czasu…A jeżeli czas stanął w miejscu? Gdy kpi i szyderczo rży: STOP? 
statystyka