Musiałem. Czasu mało. Ledwie zdążyłem się obudzić, a już wiedziałem, że muszę gnać. Pędzić, by minąć ostatnie dni. Emocje rozrzucić na wietrze, głowę zanurzyć w deszczu. Zadzwonić, gdzie się da. Napisać, gdzie można. Pędzić, ale we właściwym kierunku.
Dobiegłem. Na dworcu czekała Emilia. Piękna, uśmiechnięta, radosna. Zaraziłem się.
Przyznałem na wstępie: - Jesteś mi dzisiaj potrzebna jak modlitwa, jak alkohol. Przestraszyła się epilogu, ale ciągnąłem dalej: - Wtrąciłem się w fatalny nastrój, a robienie tobie zdjęć, ma mi pomóc wrócić do normalności.
Pomogło. Pomogła.
Ktoś doniósł, że kręcimy się w miejscach zakazanych. I gdy przyjechał patrol, zareagowałem jak baranek. Przeprosiłem, obiecałem poprawę, puściłem muzykę uśmiechów. Uniknąłem mandatu, komisariatu, a dziewczyna po chwili, gdy pojawiła się obok nas, życzyła mundurowym Wesołych Świąt. Finisz. Odjechali. A my zmieniliśmy miejsce na równie zakazane, ale bez donosicieli.
Będę obrabiał zdjęcia i nucił pod nosem: Przystań na chwilę. Zatrzymaj się. Wczoraj i jutro nie znaczą nic. Dokąd się spieszysz? Nauczyć się być…Nie szukaj ni zła, ni dobra… a znajdziesz więcej niżeli byś mógł…